Światło
wirtualne, William Gibson
Po
niedawnej (i kolejnej) lekturze Trylogii
Ciągu Gibsona przyszedł czas na jego Trylogię
Mostu. Muszę Wam powiedzieć, że dość solidnie wciągnęły mnie wizje
dystopijnego świata, jakie Gibson kreuje w swoich powieściach. Wirusy, plagi,
katastrofy, a przy tym dysfunkcyjne społeczeństwa charakteryzujące się swoistym
rozbiciem, nieładem, postaci dalekie od ideałów i ten oryginalny, wymagający
zaangażowania styl autora – to wszystko składa się na lekturę stosunkowo
niełatwą, lecz na pewno ambitną, pobudzającą wyobraźnię w stopniu o wiele
większym, niż można by się tego początkowo spodziewać. Tego, co serwuje nam
Gibson w swoich powieściach, nie znajdziemy nigdzie indziej.
Trylogię Mostu, a raczej otwierającą ją
część, Światło wirtualne, czytałem
po raz pierwszy. Łatwo jest jednak zauważyć tą nacechowaną fatalizmem
właściwość świata, znaną już z lektury Trylogii
Ciągu. W Świetle wirtualnym
Gibson przenosi nas do początku XXI wieku, do zniszczonej trzęsieniami ziemi
Kalifornii, na miejscu której powstają dwa siostrzane stany: NoCal i SoCal. W
wyniku katastrofy zostaje uszkodzony most Golden Gate, symbol san Francisco, i
właśnie to miejsce staje się domem dla wyrzutków, morderców, psychopatów i
wszelkiego rodzaju niebezpiecznych ludzi. Na moście mieszka Chavette
Washington. Dziewczyna jest posłańcem, a na jednym z hotelowych przyjęć pod
wpływem impulsu kradnie pewnemu facetowi okulary. Jak się wkrótce okazuje, ten
z pozoru zwyczajny przedmiot jest zaawansowanym technologicznie gadżetem,
pozwalającym na uzyskanie dostępu do tajnych informacji.
Niedługo
później zostają znalezione zwłoki poprzedniego właściciela okularów, a
dziewczyna znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Zaczynają się
poszukiwania sprawcy mordu, a także tego, kto zabrał okulary.
Głównym
bohaterem powieści jest Berry Rydell – były gliniarz i, jak się szybko okazuje
– także były ochroniarz. Kiedy traci pracę w IntenSecure, zaczyna pracować jako
kierowca dla niejakiego Warbaby’ego, łowcy głów. Warcaby ma odnaleźć okulary
należące do Blixa, który został znaleziony martwy po tym, jak wynajął
IntenSecure do odzyskania okularów. Rydel będzie musiał udać się na Most, by
odszukać na nim Chavette i zdobyć okulary.
Ten
krótki opis fabuły nasuwa na myśl skojarzenia z kryminałem czy powieścią
sensacyjną i rzeczywiście, Światło
wirtualne mogłoby być taką właśnie książką, gdyby nie oryginalność świata,
w jakim Gibson osadził wydarzenia. Powieść jest swoistą integracją science
fiction z kryminałem. Poniżej przytoczę fragment opisu samego Mostu, aby
zobrazować Wam chociaż odrobinę to, o czym piszę:
„…Jak zwykle ten widok poruszył go w porannym
słońcu ukośnie przeświecającym przez plątaninę przybudówek.
Integralności przęseł pilnowano
równie rygorystycznie jak praw autorskich, jednak wokół nich wyrosła nowa
rzeczywistość, rządząca się własnymi prawami. Nastąpiło to stopniowo, nie
według konkretnego planu, przy użyciu wszelkich wyobrażalnych technik i
materiałów. Rezultatem była amorficzna, zdumiewająco organiczna budowla. W
nocy, oświetlona bożonarodzeniowymi lampkami, regenerowanymi neonami i
latarkami, epatowała dziwnie średniowieczna energią. W dzień, widziana z
daleka, przypominała mu ruiny angielskiego Brighton Pier, oglądane przez jakiś
popękany kalejdoskop styków architektonicznych. Jej stalowe kości, naprężone
ścięgna, ginęły pod wytworami rodem ze snów: salonami tatuażu, salami gier,
słabo oświetlonymi straganami ze stosami żółknących gazet, sklepików z
fajerwerkami, przynętą, punktów przyjmowania zakładów, barów sushi,
nielicencjonowanych lombardów, zielarni, zakładów fryzjerskich i tawern.
Wykwity komercyjnych snów, rozmieszczone na poziomach, po których niegdyś
odbywał się ruch kołowy, podczas gdy nad nimi, sięgając aż po same szczyty wież
podtrzymujących liny, wznosiły się pracowicie zawieszone gniazda, z ich
niezliczoną populacją i strefami bardziej osobistych marzeń.”
Jak
widać, styl prekursora cyberpunku ma w sobie coś… niepowtarzalnego. Coś, co
czyni go na tyle oryginalnym, że skierowanym raczej do grupy docelowej, że się
tak wyrażę, niż do przypadkowego czytelnika. Wyobrażając sobie światy Gibsona,
nie sposób nie zauważyć ich mrocznej dziwaczności, chaotycznej dystopijnej
struktury i specyfiki. Wizje te mogą budzić kontrowersyjne odczucia, ale nie
można powiedzieć, że nie są obrazowe. Wręcz przeciwnie, bardzo oddziałują na
wyobraźnię, co może potwierdzić kolejny fragment tekstu, tym razem opis San
Francisco:
„Centrum san Francisco robiło wrażenie. Całe
otoczone wzgórzami, zbudowane na pagórkach lub między nimi, pozytywnie wpływało
na Rydella. Był gdzieś. W konkretnym miejscu. Chociaż nie umiał powiedzieć, czy
podoba mu się tutaj. Może tylko to miasto tak dalece różniło się od LA i było
nieustannie oblewane potokiem sączącego się zewsząd światła. Czuł, że przybył
tu jakby z innego świata, wśród tych starych, stłoczonych budynków, nie
nowszych od tego ze stromym dachem (a wiedział, że i ten jest stary). Chłodne
wilgotne powietrze, para unosząca się z kratek na chodnikach. I ludzie na
ulicach, ale nie tacy zwyczajni: ludzie mający dobrą pracę i ciuchy. Dziwne
miejsce.”
Postać
Rydella osadzona w chaosie gibsonowego świata wydaje się być jakby jego
swoistym reprezentantem. Berry ma kontakt z dwoma skrajnymi obliczami San
Francisco: tym lepszym, ale i tym gorszym. Wykonuje zlecenia dla pieniędzy, ale
w pewnym momencie nie waha się pomóc dziewczynie i zbuntować przeciwko ludziom,
którzy nie cofną się przed niczym, by zdobyć okulary, światło wirtualne. Szkła
są drzwiami do rzeczywistości wirtualnej, mają olbrzymią wartość – są znacznie
cenniejsze niż ludzkie życie. W świecie Gibsona materializm jest jedną z
największych wykładni.
Profile
psychologiczne postaci są dość oszczędne, jednakże nie da się nie zauważyć, że
wszystkich łączy jedno: rezygnacja, poddanie się mrocznemu światu, w jakim
przyszło im żyć. To świat pełen skrajności, ale także być może jest to
groteskowa wizja teraźniejszości, ponura przepowiednia nadciągających dni walki
o byt w świecie kapitalistów i materialistów? Nie trzeba być wyjątkowo
dalekowzrocznym, by dostrzec w otaczającej nas rzeczywistości symptomy
rozkładu. Pytanie tylko, czy przerodzą się one w prawdziwą chorobę, której
skutkiem może być przyszłość opisywana już dwadzieścia lat temu przez Gibsona.
Jeśli
chcecie zagłębić się w ten świat, otworzyć umysł na dystopijne wizje i
fatalizm, to jest to książka dla Was. Jeśli natomiast wolicie lektury
łatwiejsze, nie wymagające, to dajcie sobie ze Światłem wirtualnym (i innymi książkami tego autora) spokój. Gdyby natomiast ktoś mnie pytał, to jak najbardziej je polecam.
Autor: Gibson William
Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Rok wydania: 2010
Kategoria: Literatura piękna / Fantastyka
Tytuł oryginału: Virtual Light
ISBN: 9788324578900
Ilość stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Rzeczywiście styl autora wydaje się troszkę bardziej wyszukany, żeby nie powiedzieć "uciążliwy". Widać natomiast, że jest zachowany klimat science fiction, a to ważne.
OdpowiedzUsuńCzekam na resztę recenzji książek trylogii ;)
Wyszukany, chropowaty, uciążliwy - tak czy inaczej, bez wątpienia oryginalny i świetnie wpasowujący się w specyfikę cyberpunku ;-) Recenzję kolejnych dwóch części "Trylogii mostu" z czasem też się pojawią.
OdpowiedzUsuń