czwartek, 26 listopada 2015

"Trzy cienie", Cyril Pedrosa


Scenariusz: Cyril Pedrosa
Rysunek: Cyril Pedrosa
Kolor: okładka kolor, środek czarno-biały
Tłumaczenie: Katarzyna Koła
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Rok wydania polskiego: 2015
Rok wydania oryginału: 2007
Tytuł oryginału: Trois Ombres
Tytuł alternatywny: Trzy cienie
Tytuł serii:
Wydawca oryginalny: Delcourt
Gatunek: fantastyka
Liczba stron: 272
Format: 165x230 mm
Oprawa: miękka szyto-klejona ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-64858-12-3
Wydanie: drugie
Papier: Munken Print Cream
Druk: czarno-biały
Ocena: 6/6

Komiks Trzy cienie jest uznanym już dziełem Cyrila Pedrosy, za które twórca ten – współpracujący dotąd z Disneyem przy takich produkcjach jak Herkules i Dzwonnik z Notre Dame – otrzymał jedną z głównych nagród imprezy w Angouléme Prix Essentiel. Trzy cienie zostały już więc odpowiednio docenione za artyzm, jaki w nich zawarto, i już sam ten fakt wystarczy, by uznać komiks za warty przeczytania.

Trzyosobowa rodzina – ojciec Louise, matka Lise i syn Joachim – wiedzie szczęśliwe, sielankowe życie w dolinie wśród wzgórz. Wszystko jest proste, praca przeplata się z zabawą, a kompletna nieświadomość tego, jak wygląda reszta świata, zupełnie w niczym nie przeszkadza. Pewnego wieczoru jednak ta sielanka zostaje zaburzona – chłopiec z okna pokoju dostrzega trzy niepokojące sylwetki jeźdźców, stojących bez ruchu na oddalonym wzgórzu. Joachim i Lise są zaniepokojeni, lecz ojciec – człowiek twardo stąpający po ziemi, racjonalny i trzeźwo myślący – przekonuje ich, że są to tylko przejeżdżający w pobliżu ich domu podróżni.

Jakiś czas później jeźdźcy znowu zostają dostrzeżeni na tym samym wzgórzu, ponownie stojąc tylko nieruchomo. Tym razem i ojciec zaczyna zastanawiać się nad ich nietypowym zachowaniem. W końcu daje się ponieść nerwom: bierze siekierę i postanawia się z nimi ostro rozmówić, jeśli nie zechcą odejść po dobroci. Wychodzi w gęstą, wiszącą w dolinie mgłę i rusza do stojących na wzgórzu jeźdźców, jednak ci znikają we mgle.

Kiedy cienie znowu się pojawiają, Lise – pomimo sprzeciwów męża – udaje się do mieszkającej w pobliskim miasteczku Suzette Pique, staruszki rozwiązującej problemy miejscowej ludności. Staruszka mówi Lise, że te „formy”, „cienie”, przybyły po jej syna Joachima i że nie odjadą, póki go nie zabiorą. Według niej, nie da się nic w tej sytuacji zrobić. Lise i Louise powinni cieszyć się ostatnimi dniami spędzanymi z Joachimem.

Trzy cienie są pełną wrażliwości baśnią dla dorosłych, a jej scenariusz wciąga już od pierwszych stron komiksu. Kreska Cyrila Pedrosy – bajkowa, choć odrobinę niechlujna, niestaranna – doskonale wpisuje się w tematykę baśni, budząc w czytelniku sympatię do głównych bohaterów historii, a jednocześnie dodając jej odpowiedniej dozy nierealności. Na kartach Trzech cieni nie zabraknie czytelnikowi tak humoru, jak i powagi, a sposób przedstawiania niektórych rzeczy jest typowo bajkowy. W trakcie lektury tej opowieści graficznej doskonale widać, że Cyril Pedrosa ma doświadczenie w tworzeniu filmów  animowanych właśnie.


Scenariusz komiksu jest zdecydowanie dojrzały i do takiegoż czytelnika skierowany. Młodszy czytelnik jednak również będzie zadowolony z lektury tej oryginalnej, pełnej baśniowego uroku historii – sposób jej przedstawienia od samego początku wywołuje uśmiech na twarzy, miejscami stając się opowieścią mroczniejszą i mroczniejszą. Kibicujemy rodzinie Joachima od początku do końca, zżywając się z nimi i dopingując w uciążliwych  zmaganiach z trzema jeźdźcami, którzy wydają się być nie do pokonania, niczym los. Wbrew jednak złowieszczym zapowiedziom Suzette Pique mroczne fatum pod postacią cieni nie jest dla Louise – ojca Joachima – wyrokiem ostatecznym i nieodwołalnym. Choć mężczyzna wierzy w słowa staruszki, to jednak ani myśli o poddaniu się i biernym czekaniu na dzień, w którym trzej jeźdźcy zabiorą jego syna – podejmuje decyzję o ucieczce, więc zabiera Joachima i razem ruszają w nieznany świat.

Trzy cienie – historia wartościowa, godna polecenia, ukazująca wady i zalety człowieka, wciągająca intrygującym scenariuszem i bawiąca bajkową kreską – jest tomem, który każdy fan komiksu powinien mieć na swojej półce. 

czwartek, 19 listopada 2015

"R.I.P. Best of 1985-2004", Thomas Ott



Autor: Thomas Ott
Tytuł oryginału: R.I.P. Best Of 1985-2004
Seria:
Gatunek: groteska, horror, weird tales
Język oryginału:
Przekład:
Liczba stron: 192
Wymiary: 165x235 mm
ISBN: 978-83-64858-16-1
Wydawca: Kultura Gniewu
Oprawa: twarda
Papier; kreda
Druk: czarno-biały
Miejsce wydania: Warszawa
Ocena: 6/6

Tym razem, tym razem wydawnictwo Kultura Gniewu powaliło mnie totalnie. Kolejny komiks z ich stajni, a w zasadzie zbiór kilkunastu – dziewiętnastu konkretnie – opowieści obracających się wokół jednego tematu – śmierci. Większość tych historii może być już niektórym czytelnikom znana, gdyż dziewięć lat temu opublikowano je w publikacji Exit, ale każdy, kto jeszcze nie dał się uwieść nieodpartemu czarowi komiksowej twórczości Thomasa Otta, szwajcarskiego rysownika, muzyka, artysty – powinien czym szybciej zaopatrzyć się w tą niezwykłą, podkreślam: niezwykłą publikację.


Co odróżnia R.I.P. Best Of 1985-2004 od innych komiksów? O dziwo, całkiem wiele rzeczy. Pierwszą i – być może najważniejszą z nich – jest sposób tworzenia Thomasa Otta, który swoje rysunki wydrapuje na planszach pokrytych w całości czarnym tuszem. Ten oryginalny zabieg przynosi wprost zadziwiające efekty: postaci i formy w ramkach wypełniających karty zbioru komiksowego sprawiają wrażenie płaskorzeźb, charakteryzują się swoistą trójwymiarowością, specyfiką wyrazu. Wszystkie zamieszczone w zbiorze komiksowe historie łączy także kolejna rzecz: żadna z nich nie posiada warstwy tekstowej, postaci nie wypowiadają żadnych słów, a wyobraźnia czytelnika dzięki temu pracuje jeszcze intensywniej niż w przypadku, gdy ma on do czynienia z tekstem. Jedyne, co przeczytamy w R.I.P. Best Of 1985-2004, to tytuły kolejnych opowieści oraz – sporadycznie – napisy w gazetach czy na plakatach występujących w historiach. Niesamowite, jak wiele skojarzeń budzą obrazkowe fabuły pozbawione tekstu.


Istotną częścią R.I.P. Best Of 1985-2004, motywem przewodnim całego zbioru w zasadzie, jest tematyka śmierci. W pracach Thomasa Otta nie da się nie zauważyć inspiracji twórczością takich klasyków, jak Edgar Allan Poe czy propagatora czarnego kryminału, Raymonda Chandlera. Oczywiście znajdziemy także odniesienia do dział innych twórców, w niezmiernie ciekawy sposób wykorzystane przez Otta – raz groteskowo i makabrycznie, innym razem całkiem z właściwym mu czarnym humorem. Wszystko to tworzy nad wyraz udany, a przy tym przepięknie wydany zbiór opowieści niesamowitych, weird tales w najlepszym komiksowym wydaniu, spowity przez wszechobecną, głęboką i cudownie sugestywną czerń. R.I.P. Best Of 1985-2004 może skraść duszę czytelnika, zważcie na te słowa, zauroczyć go totalnie i nigdy już nie wypuścić ze swych objęć, budząc nieposkromiony apetyt na więcej i więcej Thomasa Otta.



Spokojnie, wiem, że te zachwyty nie są zbyt profesjonalne. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale trudno mi było stonować swój zachwyt nad tym przewortnym dziełem, będąc świeżo po jego lekturze, zauroczony jak mały psiak nową kością. Zawarta w opowieściach Otta makabra, groteska, grobowy, często przewrotny humor, sięganie do elementów fantastyki i uznanej klasyki, niezwykle pobudzona wyobraźnia i specyfika warsztatu twórcy – wszystko to sprawiło, że R.I.P. Best Of 1985-2004 stał się dla mnie jedną z najlepszych publikacji komiksowych, jakie dane mi było kiedykolwiek oglądać. Jeśli więc jesteście – podobnie jak ja – zwolennikami opowieści graficznych, jeśli natkniecie się na tą niezwykłą pozycję w którejś księgarni, wtedy bez wahania sięgnijcie po nią i dajcie się oczarować sugestywnej sile artyzmu Thomasa Otta. Bowiem nawet – w może w szczególności – dojrzały, wymagający czytelnik nie zawiedzie się na zawartości R.I.P. Best Of 1985-2004. Nie ma po prostu takiej opcji. The Hero, 10 Ways to Kill Your Husband, G.O.D., The Millionairs, jak również pozostałe historie zauroczą Was i utkwią na długo w najmroczniejszych zakątkach Waszej pamięci, drążąc ją i drążąc, powracając i przelatując przed oczyma, gdy tylko ciemność spowije Wasze otoczenie. Po zapoznaniu się więc z R.I.P. Best Of 1985-2004 nie gaście światła. Nigdzie i nigdy.

sobota, 14 listopada 2015

"Toshiro", Jai Nitz, Janusz Pawlak


Autor: Jai Nitz, Janusz Pawlak
Tytuł oryginału: Toshiro
Seria:
Gatunek: fantastyka, steampunk
Język oryginału: polski
Przekład: Maciej Drewnowski
Liczba stron: 168
Wymiary: 165x235 mm
ISBN: 978-83-64858-07-9
Wydawca: Kultura Gniewu
Oprawa: miękka
Miejsce wydania: Warszawa
Ocena: 5/6

 Jak dotąd, nie miałem jeszcze do czynienia ze steampunkiem na kartach komiksu. A nie da się ukryć, że napędzane parą, mechaniczne ciała i oryginalne maszyny mają ogromny potencjał ku temu, by być przedstawianymi w ten właśnie sposób – w formie opowieści graficznej. Co więcej, gdyby dodać do wspomnianych wyżej elementów dawkę grozy, krwawego horroru, ostatecznie można otrzymać dzieło nie tylko niesamowicie intrygujące, ale także bardzo oryginalne i klimatyczne.

Toshiro wydawnictwa Kultura Gniewu jest właśnie takim zadziwiającym tworem – stworzony przy współpracy z Jaiem Nitzem, lecz głównie przez naszego rodzimego artystę Janusza Pawlaka, zawiera w sobie olbrzymi potencjał, który – mam nadzieję – zostanie wykorzystany jeszcze niejednokrotnie. Ukazuje oczom czytelnika świat niezwykle mroczny, skąpany w piekielnie czerwonej krwi, jak również naukowy potencjał wykorzystywany w świecie alternatywnym do naszego, którego karty historii zapisały się w zupełnie odmienny  sposób.

Już od pierwszego spojrzenia Toshiro przykuwa wzrok w niemal hipnotyzujący sposób: intensywna czerwień licznych plam krwi, mnóstwo rozkładających się, zdekapitowanych głów oraz postać głównego bohatera w centrum całej tej makabry – to wszystko zapowiada mroczne, intrygujące wnętrze komiksu. I nie jest to mylne pierwsze wrażenie, możecie mi wierzyć.

Przeczytawszy krótki wstęp napisany przez Jaia Nitza i zagłębiwszy się w pierwsze karty Toshiro, poznajemy Roberta Fultona IV, nazywanego Bob Żywe Srebro, a także tytułowego bohatera, mechanicznego wojownika stworzonego w roku 1865, samuraja o mechanicznym ciele uzbrojonego w niezwykle ostre japońskie miecze. Obaj bohaterowie znajdują się w Manchesterze roku 1867, którego ulice zaściełają setki trupów. Chcą powstrzymać brytyjską armię przed zrównaniem miasta z ziemią, jednak oprócz nich w mieście jest jeszcze ktoś – zagadkowa postać o czerwonych, pałających oczach, mająca swoje własne mroczne cele do zrealizowania. Bohaterowie szybko stają się świadomi jej niespotykanych mocy, pozwalających ożywić zmarłych i wykorzystywać ich wedle własnej woli. Bob Żywe Srebro i Toshiro staną więc oko w oko z tabunami nieumarłych, lecz nie będą to stworzenia zupełnie bezmyślne, gdyż nawet po śmierci potrafią one wykorzystywać umiejętności zdobyte za życia.


Nitz i Pawlak stworzyli komiks niezwykle oryginalny, wciągający już od pierwszej strony. Akcji w nim nie zabraknie, a wręcz przeciwnie – fabuła nabiera coraz większego tempa i rozmachu, dokładając do układanki kolejne elementy i stopniowo odsłaniając przed czytelnikiem obraz całości. W tym wszystkim nie sposób nie zwrócić uwagi na relacje zachodzące pomiędzy Toshiro a Bobem Żywe Srebro, ciekawe i nacechowane ludzkim przeświadczeniem o wyższości człowieka nad maszynami. Nie zabraknie czytelnikowi także pytań natury egzystencjonalnej, a także obrazowego porównania dwóch bohaterów, z których człowiek okazuje się być znacznie większym draniem niż pozbawiona uczuć maszyna, nastawionym do swego kompana raczej mało pozytywnie. Sama historia zaś jest odpowiednio skonstruowana, by dać satysfakcję po skończonej lekturze. Jednak nie sam aspekt fabularny jest w tym przypadku ważny, a walory wizualne, które trzeba podkreślić w przypadku Toshiro. Komiks ten wydrukowano na kredowym papierze, a wszystkie jego stronice są intensywnie czarne, co tworzy idealne wręcz tło dla opowiadanej historii. Kreska Janusza Pawlaka także świetnie sprawdza się w klimatycznej, pełnej śmierci i krwi opowieści, dodając jej jeszcze więcej mroku i jakże pożądanej atmosfery. Efekt końcowy współpracy Jaia Nitza i Janusza Pawlaka z czystym sumieniem możemy więc określić jako znakomity.


Toshiro ma jeden mankament, mianowicie postać głównego bohatera nie została, moim zdaniem, odpowiednio mocno wyeksponowana w opowiadanej historii. Więcej miejsca autorzy poświęcili Bobowi Żywe Srebro niż Toshiro, a powinno raczej być na odwrót, ale muszę przyznać, że postać Boba jest na tyle intrygująca, że z zadowoleniem czytelnik śledzi jej losy, nawet jeśli Toshiro stoi w jej cieniu.


Komiks Nitza i Pawlaka będzie prawdziwym rarytasem dla każdego fana opowieści graficznych, a zwłaszcza dla tych, którzy cenią oryginalnie przedstawione światy i solidną porcję mroku w opowiadanej historii. Nie sposób się tym komiksem rozczarować i jeśli tylko chcecie zagłębić się w steampunkowy, świetnie napisany i zrealizowany horror, to nie ociągajcie się dłużej.

środa, 4 listopada 2015

Seria ARTEFAKTY wydawnictwa Mag

I oto są, zajmując honorowe miejsca na moich regałach, wszystkie wydane do tej pory w serii ARTEFAKTY tomy klasycznej science fiction. Teraz wystarczy już tylko czekać na kolejne ;-) To niesamowite nowe wydanie każdy miłośnik fantastyki naukowej i cyberpunka po prostu musi mieć, nawet jeśli w jego księgozbiorach - podobnie jak w moich - znajdują się już miękkookładkowe, starsze wydruki ;-)