czwartek, 21 listopada 2013

"Infoszok", David Louis Edelman





            Ostatnio przybywa w literaturze fantastycznej książek, w których autorzy starają się stworzyć alternatywną dla człowieka, pełną modyfikacji nanonarkotykami czy nanomaszynami przyszłość. Niedawno miałem okazję przeczytać Nexusa Rameza Naama, technothriller o cyberpunkowym zabarwieniu, teraz – pierwszą część trylogii Skok 225, Infoszok. Między tymi dwiema powieściami zachodzą pewne podobieństwa, jednakże tylko w podejściu ogólnym: ludzki organizm jest modyfikowany, otrzymuje nowe możliwości, człowiek zmienia się, ewoluuje za pomocą zaawansowanej techniki. Lecz David Louis Edelman posunął się w swych wyobrażeniach znacznie dalej niż Naam, stworzył świat przyszłości o wiele bardziej złożony, w którym nanoboty pozwalają na programowanie ludzkiego organizmu. Jakby na to nie spojrzeć, pomysł trzeba uznać za zdecydowanie odważny.

            Zdarzeniem, które wywarło ogromny wpływ na zmianę wyglądu świata w Infoszoku, była „Rewolucja autonomiczna”, kończąca epokę myślących maszyn rzezią miliardów ludzi. Nastały nowe czasy, w których bio/logika zrodziła nową cywilizację. Różnice między światem rzeczywistym a wirtualnym prawie całkowicie się zatarły, a najpopularniejszym biznesem jest pisanie oprogramowania dla ludzkiej fizjologii. Ciało, umysł i soft stały się jednością, jak podaje opis z tylnej okładki powieści. Opis ten to jednak tylko bardzo skromny tekst, nie oddający w żadnej mierze złożoności świata, jaki wykreował Edelman.

            Czym są programy bio/logiczne? Są to zestawy instrukcji, które użytkownik może nadać do nanomaszyn w swoim organizmie, i przez to wywołać określoną reakcję/ zmianę. Jak łatwo się domyślić, ludzie używają nanomaszyn, by ułatwić sobie życie bądź pracę – gdy ktoś nie chce spać, a odczuwa senność, włącza program NieŚpij 93. Nanomaszyny w organizmie wydzielają większe ilości adrenaliny do krwiobiegu i po kilku sekundach człowiek jest na powrót przytomny i czujny.

            Bio/logika jest w powieści Edelmana interesem, na którym miliony działających na wolnym rynku feudokorpów (prywatnych firm, złożonych z mistrza i kilku czeladników) i finansowanych prywatnie bądź publicznie memekorpów dostarczają ludności świata oprogramowania. Są to najprzeróżniejsze programy – zmieniające kolor oczu, skóry, regulujące czynności organizmu. Przy takich możliwościach ograniczeniem dla programistów jest tylko ich własna wyobraźnia i umiejętności. Natch, główny bohater Infoszoku, jest mistrzem swojego feudokorpu i niezwykle zdolnym, energicznym i ambitnym człowiekiem. Niejednokrotnie posuwa się do nieczystych zagrywek, by jego oprogramowanie mogło przebić się na rynku i przynieść zyski, co dla początkującego feudokorpu nie jest zadaniem prostym. Dlatego gdy premiera nowego oprogramowania – Nocnego Jastrzębia –  przodujących na rynku braci Patel zbliża się, obmyśla plan sabotażu. W planowaniu i wprowadzeniu w życie tego posunięcia pomaga mu dwójka czeladników: czterdziestokilkuletnia Jara i inżynier Horvil. Plan zakłada rozsianie w dzień premiery programu braci Patel plotek o ataku czarnego, nielegalnego kodu na Skarbiec, miejsce, w którym zgromadzone są oszczędności milionów ludzi. Kiedy nadchodzi ten dzień, zdziwieni Horvil i Jara stwierdzają, że atak rzeczywiście miał miejsce, a premiera Nocnego Jastrzębia została opóźniona. Plan się udał, a nowy program Natcha – Nocny Wzrok – wskoczył na pierwsze miejsce listy popularności. Co prawda tylko na czterdzieści kilka minut, ale jednak.

            Tak właśnie zaczyna się fabuła Infoszoku i z góry przesądza o tym, z czym w powieści będziemy mieli do czynienia. Bo poza drugą częścią książki, w której czytamy o dorastaniu Natcha, niemal cała powieść traktuje o zmaganiach feudokorpu głównego bohatera na rynku bio/logiki. Niemal cała, bo z czasem okazuje się, że Natch stoi u progu zupełnie nowego odkrycia, kolejnej rewolucji, która odmieni świat i da ludzkości zupełnie nowe możliwości.

            Pierwszy tom trylogii Skok 225 wprowadza nas w świat złożony, w którym funkcjonują multipołączenia, Morze Danych, MyśloPrzestrzeń, multipustka. Ludzie zmieniają swoje nastroje za pomocą bio/logicznych programów, biorą udział w wirtualnych spotkaniach nie ruszając się z mieszkań, chodzą ulicami między prawdziwymi ludźmi i wirtualnymi projekcjami niemal nie do odróżnienia od rzeczywistych osób. Układ Słoneczny został skolonizowany, możliwa jest (choć niezwykle droga) teleportacja z Ziemi na Księżyc i odwrotnie. Dzięki zaawansowanej technice człowiek może obejść wiele ograniczeń. To właśnie technika jest kluczowym elementem powieści Edelmana, który – w przeciwieństwie do Naama i jego Nexusa – postawił raczej na naukową stronę tworzonego świata niż na wciągającą, wartką akcję.  Autor postarał się, aby dość skomplikowany obraz całości wypadł wiarygodnie, odsuwając na nieco dalszy plan napięcie i akcję. Mimo to książkę czyta się szybko, relacje Natcha z czeladnikami wciągają, profile psychologiczne Jary i Horvila są  ciekawe, podobnie jak zmagania feudokorpu na programistycznym rynku. Opisy stosowanych technologii także wydają się raczej łatwo przyswajalne, czasem tylko trzeba zatrzymać się nad jakąś partią tekstu i postarać się zrozumieć bądź wyobrazić sobie dany opis. Z tego powodu Infoszok może okazać się lekturą nie dla wszystkich, ale fani fantastyki powinni być zadowoleni, jeśli nastawią się na świat nieco ambitniej wykreowany, lecz pozbawiony mknącej do przodu akcji.


            Infoszok stanowi wprowadzenie do świata trylogii Skoku 225. Wydarzenia, jakie zapowiada, a także pytania, które pozostawia, wydają się być wstępem do naprawdę interesującej lektury pozostałych dwóch części. Ja po nie sięgnę, a Wam polecam na razie otworzenie umysłu na intrygujący świat Infoszoku i poznanie książki. Nie można przecież ciągle czytać mocno wyeksploatowanych, mało oryginalnych, wtórnych i – o zgrozo – modnych powieści o zombie. Prawda?

środa, 20 listopada 2013

Nowe nabytki - mało, ale (być może) obiecująco...



Dan Brown "Inferno" - Langdon znowu uratuje świat przed totalną zagładą, heh. Myślę, że powinni skasować Jamesa Bonda, Iron Mana, Avengersów i właśnie Langdona zatrudnić na pełny etat ;-) Sięgam po Inferno z dość dużymi obawami, jako że nigdy specjalnym fanem Browna nie byłem.

David Louis Edelman "Infoszok" - świat przyszłości widziany oczami informatyka. Już się czyta; lektura inteligentna (co z tego, że debiut? One też bywają świetne.), wciągająca i wymagająca sporej dozy wyobraźni. Recenzja niedługo, znaczy się.

Jeffery Deaver "Pokój straceń" - kolejny thriller z Sachs i Rhymem. Zobaczymy, co tym razem autor wysmażył; liczę, że będzie to coś naprawdę wciągającego.

sobota, 9 listopada 2013

"Trupia farma", Bill Bass, Jon Jefferson



W oczekiwaniu na lekturę kolejnej – i mam nadzieję – nowatorskiej, arcyciekawej i nacechowanej elementami cyberpunku książki science fiction – Infoszoku, przeczytałem Trupią farmę. Intrygujący tytuł i sugestywna okładka zachęcała do zapoznania się z tą pozycją, podobnie tematyka: książka o miejscu, w którym przeprowadza się badania antropologiczne nad zwłokami, zapowiadała się całkiem nieźle. Dzisiaj jestem już po lekturze, więc pora opisać wrażenia.

Trupia farma została napisana w pierwszej osobie, jest bardziej relacją z pracy naukowej Billa Bassa niż powieścią o konkretnej fabule. Kolejne rozdziały to opisy spraw prowadzonych przez antropologa, często zawierające wtręty z prywatnego życia Bassa. W pierwszym rozdziale autor opisuje swoje początki z medycyna sądową, następnie przechodzi do okresu, w którym został szefem rozwijającego się wydziału antropologii na Uniwersytecie Tennessee, instytucji nazywanej Trupią farma właśnie – jedynego na świecie ośrodka naukowego zajmującego się badaniami nad rozkładem ludzkiego ciała.

Bill wykorzystywał swoje praktyczne nauki do wyjaśniania spraw kryminalnych: morderstw, porwań, zaginięć. Historie swojego udziału w tych śledztwach opisuje w sposób typowy dla naukowca: szczegółowo, konkretnie, logicznie. Z początku przeprowadzał badania nad grobami Indian Arikara w połowie XX wieku, trwające czternaście lat i obejmujące od czterech do pięciu tysięcy indiańskich grobów. Działo się to jeszcze przed otrzymaniem oferty pracy na Uniwersytecie Tennessee. W roku 1966 Bill zaczyna zajmować się antropologią sądową – jak sam twierdzi – jego prawdziwym powołaniem.

Treść książki początkowo wydaje się ciekawa, intrygujące są opisy przeprowadzanych badań i sposobów pracy ze zwłokami, jednak po czasie książka zaczyna nużyć. Kolejna sprawa, kolejne badania, kolejne zwłoki – wszystko się powtarza i muszę przyznać ze zdziwieniem, że wraz z upływem stronic robi się coraz mniej ciekawie. A szkoda. Pomysł na książkę jest świetny – gdyby zrobić z niej thriller o fikcyjnej fabule i postaciach wzorowanych na prawdziwych, gdyby dodać jej napięcia, dreszczyku emocji, wtedy antropologiczna wiedza Bassa nadałaby powieści dodatkowego smaczku. Jednakże nad literackimi zapędami przeważyła tutaj naukowa maniera – dla kogoś spragnionego wiedzy z zakresu medycyny sądowej i kilku ciekawych faktów książka może okazać się strzałem w dziesiątkę, jeśli natomiast spodziewacie się thrillera, to się rozczarujecie.

Jak podaje tekst na tylnej stronie okładki, jest to „książka dla miłośników seriali CSI: Kryminalne zagadki oraz Kości”. Cóż, ja telewizji nie oglądam, więc i tych seriali nie znam, może dlatego właśnie Trupia farma niespecjalnie do mnie przemówiła. Polecić można, owszem, bo jest to pozycja stosunkowo ciekawa. Tyle że, jakby to rzec, szału nie ma.



piątek, 1 listopada 2013

Trylogia mostu: Światło wirtualne, William Gibson



Światło wirtualne, William Gibson

            Po niedawnej (i kolejnej) lekturze Trylogii Ciągu Gibsona przyszedł czas na jego Trylogię Mostu. Muszę Wam powiedzieć, że dość solidnie wciągnęły mnie wizje dystopijnego świata, jakie Gibson kreuje w swoich powieściach. Wirusy, plagi, katastrofy, a przy tym dysfunkcyjne społeczeństwa charakteryzujące się swoistym rozbiciem, nieładem, postaci dalekie od ideałów i ten oryginalny, wymagający zaangażowania styl autora – to wszystko składa się na lekturę stosunkowo niełatwą, lecz na pewno ambitną, pobudzającą wyobraźnię w stopniu o wiele większym, niż można by się tego początkowo spodziewać. Tego, co serwuje nam Gibson w swoich powieściach, nie znajdziemy nigdzie indziej.

            Trylogię Mostu, a raczej otwierającą ją część, Światło wirtualne, czytałem po raz pierwszy. Łatwo jest jednak zauważyć tą nacechowaną fatalizmem właściwość świata, znaną już z lektury Trylogii Ciągu. W Świetle wirtualnym Gibson przenosi nas do początku XXI wieku, do zniszczonej trzęsieniami ziemi Kalifornii, na miejscu której powstają dwa siostrzane stany: NoCal i SoCal. W wyniku katastrofy zostaje uszkodzony most Golden Gate, symbol san Francisco, i właśnie to miejsce staje się domem dla wyrzutków, morderców, psychopatów i wszelkiego rodzaju niebezpiecznych ludzi. Na moście mieszka Chavette Washington. Dziewczyna jest posłańcem, a na jednym z hotelowych przyjęć pod wpływem impulsu kradnie pewnemu facetowi okulary. Jak się wkrótce okazuje, ten z pozoru zwyczajny przedmiot jest zaawansowanym technologicznie gadżetem, pozwalającym na uzyskanie dostępu do tajnych informacji.

            Niedługo później zostają znalezione zwłoki poprzedniego właściciela okularów, a dziewczyna znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Zaczynają się poszukiwania sprawcy mordu, a także tego, kto zabrał okulary.

            Głównym bohaterem powieści jest Berry Rydell – były gliniarz i, jak się szybko okazuje – także były ochroniarz. Kiedy traci pracę w IntenSecure, zaczyna pracować jako kierowca dla niejakiego Warbaby’ego, łowcy głów. Warcaby ma odnaleźć okulary należące do Blixa, który został znaleziony martwy po tym, jak wynajął IntenSecure do odzyskania okularów. Rydel będzie musiał udać się na Most, by odszukać na nim Chavette i zdobyć okulary.

            Ten krótki opis fabuły nasuwa na myśl skojarzenia z kryminałem czy powieścią sensacyjną i rzeczywiście, Światło wirtualne mogłoby być taką właśnie książką, gdyby nie oryginalność świata, w jakim Gibson osadził wydarzenia. Powieść jest swoistą integracją science fiction z kryminałem. Poniżej przytoczę fragment opisu samego Mostu, aby zobrazować Wam chociaż odrobinę to, o czym piszę:

            „…Jak zwykle ten widok poruszył go w porannym słońcu ukośnie przeświecającym przez plątaninę przybudówek.
            Integralności przęseł pilnowano równie rygorystycznie jak praw autorskich, jednak wokół nich wyrosła nowa rzeczywistość, rządząca się własnymi prawami. Nastąpiło to stopniowo, nie według konkretnego planu, przy użyciu wszelkich wyobrażalnych technik i materiałów. Rezultatem była amorficzna, zdumiewająco organiczna budowla. W nocy, oświetlona bożonarodzeniowymi lampkami, regenerowanymi neonami i latarkami, epatowała dziwnie średniowieczna energią. W dzień, widziana z daleka, przypominała mu ruiny angielskiego Brighton Pier, oglądane przez jakiś popękany kalejdoskop styków architektonicznych. Jej stalowe kości, naprężone ścięgna, ginęły pod wytworami rodem ze snów: salonami tatuażu, salami gier, słabo oświetlonymi straganami ze stosami żółknących gazet, sklepików z fajerwerkami, przynętą, punktów przyjmowania zakładów, barów sushi, nielicencjonowanych lombardów, zielarni, zakładów fryzjerskich i tawern. Wykwity komercyjnych snów, rozmieszczone na poziomach, po których niegdyś odbywał się ruch kołowy, podczas gdy nad nimi, sięgając aż po same szczyty wież podtrzymujących liny, wznosiły się pracowicie zawieszone gniazda, z ich niezliczoną populacją i strefami bardziej osobistych marzeń.”

            Jak widać, styl prekursora cyberpunku ma w sobie coś… niepowtarzalnego. Coś, co czyni go na tyle oryginalnym, że skierowanym raczej do grupy docelowej, że się tak wyrażę, niż do przypadkowego czytelnika. Wyobrażając sobie światy Gibsona, nie sposób nie zauważyć ich mrocznej dziwaczności, chaotycznej dystopijnej struktury i specyfiki. Wizje te mogą budzić kontrowersyjne odczucia, ale nie można powiedzieć, że nie są obrazowe. Wręcz przeciwnie, bardzo oddziałują na wyobraźnię, co może potwierdzić kolejny fragment tekstu, tym razem opis San Francisco:

            „Centrum san Francisco robiło wrażenie. Całe otoczone wzgórzami, zbudowane na pagórkach lub między nimi, pozytywnie wpływało na Rydella. Był gdzieś. W konkretnym miejscu. Chociaż nie umiał powiedzieć, czy podoba mu się tutaj. Może tylko to miasto tak dalece różniło się od LA i było nieustannie oblewane potokiem sączącego się zewsząd światła. Czuł, że przybył tu jakby z innego świata, wśród tych starych, stłoczonych budynków, nie nowszych od tego ze stromym dachem (a wiedział, że i ten jest stary). Chłodne wilgotne powietrze, para unosząca się z kratek na chodnikach. I ludzie na ulicach, ale nie tacy zwyczajni: ludzie mający dobrą pracę i ciuchy. Dziwne miejsce.”

            Postać Rydella osadzona w chaosie gibsonowego świata wydaje się być jakby jego swoistym reprezentantem. Berry ma kontakt z dwoma skrajnymi obliczami San Francisco: tym lepszym, ale i tym gorszym. Wykonuje zlecenia dla pieniędzy, ale w pewnym momencie nie waha się pomóc dziewczynie i zbuntować przeciwko ludziom, którzy nie cofną się przed niczym, by zdobyć okulary, światło wirtualne. Szkła są drzwiami do rzeczywistości wirtualnej, mają olbrzymią wartość – są znacznie cenniejsze niż ludzkie życie. W świecie Gibsona materializm jest jedną z największych wykładni.

            Profile psychologiczne postaci są dość oszczędne, jednakże nie da się nie zauważyć, że wszystkich łączy jedno: rezygnacja, poddanie się mrocznemu światu, w jakim przyszło im żyć. To świat pełen skrajności, ale także być może jest to groteskowa wizja teraźniejszości, ponura przepowiednia nadciągających dni walki o byt w świecie kapitalistów i materialistów? Nie trzeba być wyjątkowo dalekowzrocznym, by dostrzec w otaczającej nas rzeczywistości symptomy rozkładu. Pytanie tylko, czy przerodzą się one w prawdziwą chorobę, której skutkiem może być przyszłość opisywana już dwadzieścia lat temu przez Gibsona.

            Jeśli chcecie zagłębić się w ten świat, otworzyć umysł na dystopijne wizje i fatalizm, to jest to książka dla Was. Jeśli natomiast wolicie lektury łatwiejsze, nie wymagające, to dajcie sobie ze Światłem wirtualnym (i innymi książkami tego autora) spokój. Gdyby natomiast ktoś mnie pytał, to jak najbardziej je polecam. 

 Autor: Gibson William


Wydawnictwo: KSIĄŻNICA

Rok wydania: 2010

Kategoria: Literatura piękna / Fantastyka

Tytuł oryginału: Virtual Light
ISBN: 9788324578900
Ilość stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami