piątek, 1 listopada 2013

Trylogia mostu: Światło wirtualne, William Gibson



Światło wirtualne, William Gibson

            Po niedawnej (i kolejnej) lekturze Trylogii Ciągu Gibsona przyszedł czas na jego Trylogię Mostu. Muszę Wam powiedzieć, że dość solidnie wciągnęły mnie wizje dystopijnego świata, jakie Gibson kreuje w swoich powieściach. Wirusy, plagi, katastrofy, a przy tym dysfunkcyjne społeczeństwa charakteryzujące się swoistym rozbiciem, nieładem, postaci dalekie od ideałów i ten oryginalny, wymagający zaangażowania styl autora – to wszystko składa się na lekturę stosunkowo niełatwą, lecz na pewno ambitną, pobudzającą wyobraźnię w stopniu o wiele większym, niż można by się tego początkowo spodziewać. Tego, co serwuje nam Gibson w swoich powieściach, nie znajdziemy nigdzie indziej.

            Trylogię Mostu, a raczej otwierającą ją część, Światło wirtualne, czytałem po raz pierwszy. Łatwo jest jednak zauważyć tą nacechowaną fatalizmem właściwość świata, znaną już z lektury Trylogii Ciągu. W Świetle wirtualnym Gibson przenosi nas do początku XXI wieku, do zniszczonej trzęsieniami ziemi Kalifornii, na miejscu której powstają dwa siostrzane stany: NoCal i SoCal. W wyniku katastrofy zostaje uszkodzony most Golden Gate, symbol san Francisco, i właśnie to miejsce staje się domem dla wyrzutków, morderców, psychopatów i wszelkiego rodzaju niebezpiecznych ludzi. Na moście mieszka Chavette Washington. Dziewczyna jest posłańcem, a na jednym z hotelowych przyjęć pod wpływem impulsu kradnie pewnemu facetowi okulary. Jak się wkrótce okazuje, ten z pozoru zwyczajny przedmiot jest zaawansowanym technologicznie gadżetem, pozwalającym na uzyskanie dostępu do tajnych informacji.

            Niedługo później zostają znalezione zwłoki poprzedniego właściciela okularów, a dziewczyna znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Zaczynają się poszukiwania sprawcy mordu, a także tego, kto zabrał okulary.

            Głównym bohaterem powieści jest Berry Rydell – były gliniarz i, jak się szybko okazuje – także były ochroniarz. Kiedy traci pracę w IntenSecure, zaczyna pracować jako kierowca dla niejakiego Warbaby’ego, łowcy głów. Warcaby ma odnaleźć okulary należące do Blixa, który został znaleziony martwy po tym, jak wynajął IntenSecure do odzyskania okularów. Rydel będzie musiał udać się na Most, by odszukać na nim Chavette i zdobyć okulary.

            Ten krótki opis fabuły nasuwa na myśl skojarzenia z kryminałem czy powieścią sensacyjną i rzeczywiście, Światło wirtualne mogłoby być taką właśnie książką, gdyby nie oryginalność świata, w jakim Gibson osadził wydarzenia. Powieść jest swoistą integracją science fiction z kryminałem. Poniżej przytoczę fragment opisu samego Mostu, aby zobrazować Wam chociaż odrobinę to, o czym piszę:

            „…Jak zwykle ten widok poruszył go w porannym słońcu ukośnie przeświecającym przez plątaninę przybudówek.
            Integralności przęseł pilnowano równie rygorystycznie jak praw autorskich, jednak wokół nich wyrosła nowa rzeczywistość, rządząca się własnymi prawami. Nastąpiło to stopniowo, nie według konkretnego planu, przy użyciu wszelkich wyobrażalnych technik i materiałów. Rezultatem była amorficzna, zdumiewająco organiczna budowla. W nocy, oświetlona bożonarodzeniowymi lampkami, regenerowanymi neonami i latarkami, epatowała dziwnie średniowieczna energią. W dzień, widziana z daleka, przypominała mu ruiny angielskiego Brighton Pier, oglądane przez jakiś popękany kalejdoskop styków architektonicznych. Jej stalowe kości, naprężone ścięgna, ginęły pod wytworami rodem ze snów: salonami tatuażu, salami gier, słabo oświetlonymi straganami ze stosami żółknących gazet, sklepików z fajerwerkami, przynętą, punktów przyjmowania zakładów, barów sushi, nielicencjonowanych lombardów, zielarni, zakładów fryzjerskich i tawern. Wykwity komercyjnych snów, rozmieszczone na poziomach, po których niegdyś odbywał się ruch kołowy, podczas gdy nad nimi, sięgając aż po same szczyty wież podtrzymujących liny, wznosiły się pracowicie zawieszone gniazda, z ich niezliczoną populacją i strefami bardziej osobistych marzeń.”

            Jak widać, styl prekursora cyberpunku ma w sobie coś… niepowtarzalnego. Coś, co czyni go na tyle oryginalnym, że skierowanym raczej do grupy docelowej, że się tak wyrażę, niż do przypadkowego czytelnika. Wyobrażając sobie światy Gibsona, nie sposób nie zauważyć ich mrocznej dziwaczności, chaotycznej dystopijnej struktury i specyfiki. Wizje te mogą budzić kontrowersyjne odczucia, ale nie można powiedzieć, że nie są obrazowe. Wręcz przeciwnie, bardzo oddziałują na wyobraźnię, co może potwierdzić kolejny fragment tekstu, tym razem opis San Francisco:

            „Centrum san Francisco robiło wrażenie. Całe otoczone wzgórzami, zbudowane na pagórkach lub między nimi, pozytywnie wpływało na Rydella. Był gdzieś. W konkretnym miejscu. Chociaż nie umiał powiedzieć, czy podoba mu się tutaj. Może tylko to miasto tak dalece różniło się od LA i było nieustannie oblewane potokiem sączącego się zewsząd światła. Czuł, że przybył tu jakby z innego świata, wśród tych starych, stłoczonych budynków, nie nowszych od tego ze stromym dachem (a wiedział, że i ten jest stary). Chłodne wilgotne powietrze, para unosząca się z kratek na chodnikach. I ludzie na ulicach, ale nie tacy zwyczajni: ludzie mający dobrą pracę i ciuchy. Dziwne miejsce.”

            Postać Rydella osadzona w chaosie gibsonowego świata wydaje się być jakby jego swoistym reprezentantem. Berry ma kontakt z dwoma skrajnymi obliczami San Francisco: tym lepszym, ale i tym gorszym. Wykonuje zlecenia dla pieniędzy, ale w pewnym momencie nie waha się pomóc dziewczynie i zbuntować przeciwko ludziom, którzy nie cofną się przed niczym, by zdobyć okulary, światło wirtualne. Szkła są drzwiami do rzeczywistości wirtualnej, mają olbrzymią wartość – są znacznie cenniejsze niż ludzkie życie. W świecie Gibsona materializm jest jedną z największych wykładni.

            Profile psychologiczne postaci są dość oszczędne, jednakże nie da się nie zauważyć, że wszystkich łączy jedno: rezygnacja, poddanie się mrocznemu światu, w jakim przyszło im żyć. To świat pełen skrajności, ale także być może jest to groteskowa wizja teraźniejszości, ponura przepowiednia nadciągających dni walki o byt w świecie kapitalistów i materialistów? Nie trzeba być wyjątkowo dalekowzrocznym, by dostrzec w otaczającej nas rzeczywistości symptomy rozkładu. Pytanie tylko, czy przerodzą się one w prawdziwą chorobę, której skutkiem może być przyszłość opisywana już dwadzieścia lat temu przez Gibsona.

            Jeśli chcecie zagłębić się w ten świat, otworzyć umysł na dystopijne wizje i fatalizm, to jest to książka dla Was. Jeśli natomiast wolicie lektury łatwiejsze, nie wymagające, to dajcie sobie ze Światłem wirtualnym (i innymi książkami tego autora) spokój. Gdyby natomiast ktoś mnie pytał, to jak najbardziej je polecam. 

 Autor: Gibson William


Wydawnictwo: KSIĄŻNICA

Rok wydania: 2010

Kategoria: Literatura piękna / Fantastyka

Tytuł oryginału: Virtual Light
ISBN: 9788324578900
Ilość stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście styl autora wydaje się troszkę bardziej wyszukany, żeby nie powiedzieć "uciążliwy". Widać natomiast, że jest zachowany klimat science fiction, a to ważne.
    Czekam na resztę recenzji książek trylogii ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyszukany, chropowaty, uciążliwy - tak czy inaczej, bez wątpienia oryginalny i świetnie wpasowujący się w specyfikę cyberpunku ;-) Recenzję kolejnych dwóch części "Trylogii mostu" z czasem też się pojawią.

    OdpowiedzUsuń