piątek, 26 czerwca 2015

"Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość", Anthony Peake


Autor: Anthony Peake
Tytuł oryginału: A Life of Philip K. Dick. The Man Who Remembered the Future
Seria:
Gatunek: biografie
Język oryginału: angielski
Przekład: Tomasz Hornowski
Liczba stron: 344
Wymiary: 150 x 225 mm
ISBN: 978-83-7818-540-6
Wydawca: Rebis
Oprawa: twarda z obwolutą
Miejsce wydania: Poznań
Ocena: 6/6

Któż z fanów fantastyki naukowej nie słyszał o Philipie Kindredzie Dicku, pisarzu, którego utytułowano nagrodą jego imienia, który przez wielu uważany był i jest za najlepszego amerykańskiego pisarza drugiej połowy XX wieku? Myślę, że nie znajdzie się wśród tego grona nikt, kto nie zetknąłby się z licznymi powieściami Philipa Dicka czy ich ekranizacjami na dużym i małym ekranie. Wystarczy wymienić głośny film Ridleya Scotta Łowca androidów z 1982 roku, z Harrisonem Fordem w roli głównej, aby naprowadzić kogokolwiek na twórczość tego niezwykłego pisarza. Do tego można by wymienić jeszcze wiele, wiele pozycji, do których kinematografia sięgała przez wszystkie minione lata od momentu powstania ponadczasowych dzieł Dicka.

Anthony Peake jest – podobnie jak miliony innych ludzi – fanem „phildickowskich” światów, a biografia pisarza, jaką opracował, ma być wystawionym mu pomnikiem pamięci. Już sam intrygujący wstęp do niej, w którym autor przedstawia Philipa Dicka jako człowieka zdolnego przewidywać przyszłość, ukazuje czytelnikowi niezwykły sposób, w jaki Peake odbiera pisarza.

Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość została podzielona na kilka części. W pierwszej kolejności autor  stworzył chronologiczną biografię, w której większość informacji pochodzi z artykułów, listów Philipa K. Dicka oraz innych biografii. Autor prowadzi nas przez życie pisarza, sięgając do najdalszych jego aspektów, pisząc o krewnych, bliższej i dalszej rodzinie, znajomych. Przenosimy się w odległą przeszłość, do pierwszej połowy XX wieku, kiedy to w Chicago urodził się Philip K. Dick. Peake opisuje jego rodziców, wychowanie i otoczenie, nie stroniąc przy tym od wielu subiektywnych opinii na temat kształtowania się charakteru i zainteresowań młodego Philipa Dicka.

Część druga biografii została poświęcona szczegółowemu omówieniu niezwykłych przeżyć pisarza oraz próbom ich wyjaśnienia. Autor materiały zaczerpnął z dzienników Philipa Dicka, wydanych pod zbiorczym tytułem Exegesis (Egzegeza).

W kolejnej części Peake zawarł wyjaśnienia przeżyć Philipa K. Dicka na gruncie neurologicznym, co jest nieodzowną częścią biografii traktującej o tym właśnie pisarzu. Natomiast w części czwartej czytamy o interpretacji testu osobowości, jakiemu Philip Dick poddał się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Co intrygujące, lekturę biografii rozpoczynamy w zasadzie od… opisu śmierci Philipa Dicka i kilku aspektów z nią związanych, co samo w sobie jest już zabiegiem bardzo ciekawym. Dopiero później przenosimy się do czasu, w którym pisarz przyszedł na świat i jego dzieciństwa. Może się to wydać nieco chaotyczne na pierwszy rzut oka, ale czytelnik szybko przekonuje się, że Anthony Peake dokładnie wiedział, co robi, pisząc biografię Dicka, a także o tym, że wszystko w niej zostało poukładane w logiczny, precyzyjny sposób.

Philip Kindred Dick – twórca czterdziestu czterech powieści i stu dwudziestu opowiadań, mężczyzna, który posiadał pięć żon, przeżywał liczne romanse, utrzymywał kontakty z kochankami.  Pisarz o niezwykłym talencie i wyobraźni, pracujący nocą, podczas kilkugodzinnych morderczych maratonów. Człowiek o niezwykłym umyśle, piszący także dzienniki, w których opisywał przeżywane wizje i interpretował je. Urodzony w 1928 roku, a zmarły w roku ironicznie odwrotnym, 1982, twórca niezwykle oryginalny, ale także mężczyzna charyzmatyczny, nietuzinkowy, osoba zdecydowanie godna biografii, wyróżniająca się i posiadająca niezaprzeczalny talent. O takim Philipe Kindredzie Dicku możemy przeczytać w bardzo sprawnie napisanej biografii, która dla zwolenników prozy amerykańskiego pisarza – a także innych czytelników, chcących poznać człowieka niebagatelnego – będzie lekturą zdecydowanie obowiązkową. 

sobota, 20 czerwca 2015

"Mroczny krąg", Krzysztof A. Zajas


Autor: Krzysztof A. Zajas
Tytuł oryginału: Mroczny krąg
Seria: Trylogia grobiańska
Gatunek: thriller, sensacja, kryminał
Język oryginału: polski
Przekład:
Liczba stron: 752
Wymiary: 123 x 195 mm
ISBN: 978-83-7999-273-7
Wydawca: Sonia Draga
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Miejsce wydania: Katowice
Ocena: 5/6

Polski kryminał – przedstawiający naszych swojskich, dosyć już stereotypowych stróżów prawa, znane realia i miejscowości, ale także przestępców, którzy nie zawsze są tak samo swojscy i stereotypowi – nie jest mi znany zbyt dobrze. Z kilkoma przedstawicielami gatunku już się zetknąłem, jak na przykład Vladimir Wolff czy kiedyś Joe Alex (Maciej Słomczyński piszący pod tym pseudonimem), a dokonania innych w większości są mi obce. Do tego nielicznego grona kryminalistyków mogę jednak dodać już Krzysztofa Zajasa.

Trylogia grobiańska, jak autor nazwał swój cykl powieści traktujący o wydarzeniach, w których bierze udział komisarz Andrzej Krzycki, zyskała właśnie drugi, wypuszczony na rynek tom. Po Ludziach w nienawiści przyszedł czas na Mroczny krąg, i każdy, kto rozsmakował się w części pierwszej, raczej poczuje się zadowolony jej kontynuacją. Ale po kolei.

Na głównej drodze z Krakowa do Zakopanego ma miejsce wypadek drogowy: pomiędzy dwa tiry dostaje się fiat Punto z czteroosobową rodziną w środku. Samochód zostaje zmiażdżony, rodzina ginie na miejscu. Policjanci zatrzymują dwóch kierowców tirów, z których jeden jest pijany.

Aspirant Lucek Bałyś, który asystował w części pierwszej trylogii komisarzowi Krzyckiemu przy sprawie z Mścicielem, także jest na miejscu wypadku. Pilnuje pijanego kierowcy, a kiedy ten chce iść za potrzebą, pozwala mu odejść na stronę. W pewnej chwili Bałyś stwierdza, że otyły kierowca zniknął mu z oczu. Rzuca się między drzewa i moment później znajduje go leżącego kawałek dalej; ktoś podciął mu gardło.

Komisarz Andrzej Krzycki od trzech miesięcy znajduje się na oddziale szpitala specjalistycznego w podkrakowskim Kobierzynie. Kiedy Lucek Bałyś, jego przyjaciel i partner w pracy odwiedza go, dowiaduje się, że Krzycki niedługo opuści szpital. Po wizycie udaje się jeszcze do terapeutki komisarza, Wandy Wypych, od której dowiaduje się, że Krzycki – nawet w szpitalu – pracuje nad aktualnymi przestępstwami, śledząc je w aktualnych gazetach i łącząc łańcuch wydarzeń w całość. Niezmiernie ucieszony tą wiadomością, młody aspirant wie już, że komisarz wróci do pracy.

Mroczny krąg to obszerna, bardzo rozbudowana powieść, której liczne wątki rozwijają się i podążają ku samemu centrum fabularnego zamysłu autora.  To książka, która kontynuuje wydarzenia opisane już w Ludziach w nienawiści, ale rozwija się także wraz z nowymi wątkami. Żaden czytelnik nie powinien narzekać na jej dość wymagającą fabułę, którą Krzysztof Zajas rozwija stopniowo, odsłaniając przed naszymi oczyma kolejne fakty w odpowiednim czasie. Ani za wolno, ani za szybko.

Przestępstwa, które tym razem przyjdzie rozwikłać Krzyckiemu i Bałasiowi, charakteryzują się swoistą specyficznością i są mocno oryginalne, przez co lektura Mrocznego kręgu szybko staje się intrygująca. Czasami doskwierały mi fragmenty, w których bohaterowie powieści dowcipkowali, ale ogólnie rzecz biorąc styl Zajasa jest całkiem przyjemny. Początkowo miałem skojarzenia z powieściami Vladimira Wolffa, jednak teraz muszę powiedzieć, że Zajas operuje stylem znacznie ciekawszym dla czytelnika. Dużo się dzieje, fabuła przyspiesza i zwalnia, ale ciągle intryguje, a dodatkowego smaczku opisywanym w niej wydarzeniom dodają znajome dla czytelnika realia. W sumie to nie ma czego zarzucić drugiej części Trylogii grobiańskiej, i nawet ja – który nie jestem jakimś zdeklarowanym zwolennikiem polskiej literatury kryminalnej, a raczej sporadycznym turystą w tym gatunku –  mogę powiedzieć, że warto po Mroczny krąg sięgnąć. 

niedziela, 14 czerwca 2015

"Germania" Harald Gilbers


Autor: Harald Gilbers
Tytuł oryginału: Germania
Seria:
Gatunek: kryminał
Język oryginału: niemiecki
Przekład: Agnieszka Hofmann
Liczba stron: 472
Wymiary: 125 x 195 mm
ISBN: 978-83-7705-687-5
Wydawca: DW PWN
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Miejsce wydania: Warszawa
Ocena: 5/6

Ostatnimi czasy na rynku literackim pojawiło się kilka ciekawych książek, których akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej. Jedną z takich powieści jest Germania Haralda Gilbersa, autora debiutującego tą książką, lecz rozpoczynającego karierę pisarską w niezłym stylu – Germania zdobyła prestiżową nagrodę dla twórców kryminałów Friedrich-Glauser-Preis za najlepszy debiut roku 2014. Zasłużone uznanie w postaci nagrody, przekład na inne języki, prestiż. Ciężko o lepszą zachętę dla świeżo upieczonego autora kryminałów, prawda?

W Berlinie roku 1944 panuje złudny spokój. Na ulicach nie słychać alarmów, jednak mieszkańcy dobrze wiedzą, że samoloty Anglików kiedyś wrócą. Bombardowania zniszczyły już niezliczone budynki i obróciły stolicę Rzeszy w świat gruzu i popiołu.

Richarda Oppenheimera, niegdyś jednego z najskuteczniejszych śledczych berlińskiej policji kryminalnej, poznajemy w nieco nietypowej sytuacji: w trakcie snu, nocą, odwiedza go w domu człowiek ze służby bezpieczeństwa. Oficer SS każe mu się ubrać i udać razem z nim, nie zwracając najmniejszej uwagi na fakt, iż jest środek nocy. Pomimo przerażenia widocznego w oczach żony i odczuwanego w sercu, Richard wykonuje polecenie. Nie wie, co go czeka, ale jest pełen najgorszych przeczuć; jest w końcu Żydem, który został odsunięty od pracy w policji kryminalnej, kiedy Hitler przejął władzę w Berlinie.

Okazuje się jednak, że oficer SS – Vogler – chciał się spotkać z Richardem w związku ze odkryciem ciała zamordowanej kobiety. Prosto z domu zawozi Oppenheimera na miejsce znalezienia zwłok i każe byłemu śledczego przyjrzeć się im. A widok nie jest przyjemny: ciało kobiety jest zmasakrowane, genitalia są bardzo okaleczone, a nogi rozłożone i skierowane w kierunku pomnika stojącego na środku placu. Wygląda na to, że okrutnego morderstwa nie dokonano w tym miejscu, gdyż krwi Richard widzi niewiele; były śledczy wyciąga więc wniosek, że zwłoki zostały tutaj celowo dostarczone i upozowane w tej charakterystycznej pozycji. Vogler jest zadowolony z rozeznania, jakiego dokonał Richard, i decyduje, że były śledczy włączy się do sprawy i pomoże SS wytropić mordercę. Oppenheimer stara się więc odkryć motywy mordercy, bada przeszłość ofiary, podąża za każdym tropem, który mu się nasuwa. Śledztwo szybko posuwa się do przodu.

Berlin w powieści Haralda Gilbersa został oddany niezwykle realistycznie – oczyma Żyda, lecz jednocześnie Niemca, mieszkańca miasta i policjanta. Richarda Oppenheimera odbieramy jako ofiarę Voglera, człowieka przymuszonego do robienia czegoś, z czym już od lat nie miał styczności, rzuconego w wir sprawy, nad którą początkowo nie czuje się na siłach pracować. Nie pozostawiono mu jednak żadnego wyboru, dlatego stara się spełnić rozkazy oficera SS. Szybko jednak okazuje się, że wprawa nabyta podczas pracy w policji kryminalnej daje efekty i teraz, po długich latach, jakie minęły od odsunięcia Richarda ze służby.

W Germanii nie zabraknie autentycznych opisów mrocznej rzeczywistości II wojny światowej. Autor przedstawia w swojej powieści także różne punkty widzenia, nie bojąc się wkładać w usta poszczególnych postaci odmiennych często poglądów na różnorodne tematy. Dostajemy więc targany wojną Berlin widziany z kilku różnych stron, co tylko dodaje powieści wiarygodności.

Styl autora jest konkretny, przyjemny w odbiorze – książkę czyta się szybko i bardzo dobrze; kolejne rozdziały intrygują i zachęcają do dalszej lektury. Germanię należy uznać za rzeczywiście udany debiut niemieckiego autora, książkę, którą warto przeczytać tak ze względu na aspekt kryminalny, jak i historyczny. 

wtorek, 9 czerwca 2015

"Farben Lehre. Bez pokory", Kamil Wicik, Leszek Gnoiński, Wojciech Wojda


Autor: Kamil Wicik, Leszek Gnoiński, Wojciech Wojda
Tytuł oryginału:
Seria:
Gatunek: biografie
Język oryginału:
Przekład:
Liczba stron: 360
Wymiary: 140 x 205 mm
ISBN: 978-83-7924-242-9
Wydawca: Sine Qua Non
Oprawa: twarda
Miejsce wydania: Kraków
Ocena: 4/6

Wydawnictwo Sine Qua Non dość często wydaje różnego rodzaju biografie: są to tomy traktujące o pisarzach, sportowcach czy też muzykach. Jednym słowem o czyichś dokonaniach, które stały się już popularne i zostały docenione. Ja sam miałem jakiś czas temu  do czynienia z jedną tych biografii. Chodzi tutaj o książkę poświęconą Howardowi Phillipsowi Lovecraftowi, klasycznemu autorowi atmosferycznych, świetnych opowiadań grozy, twórcy mitologii Cthulhu żyjącemu na przełomie XIX i XX wieku. Lektura tej książki dała mi sporo satysfakcji, więc tym chętniej sięgnąłem po kolejną biografię wydaną przez SQN.

Farben Lehre – nasz rodzimy zespół pochodzący z Płocka, który w Polsce jest dzisiaj dobrze znany. Przedstawiciele rockowej sceny, zbuntowani punk rockowcy, którzy występowali w Jarocinie, na Przystanku Woodstock i wielu innych festiwalach, a których początki sięgają lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Kamil Wicik, autor – a raczej jeden z trzech autorów biografii zespołu – któregoś dnia rozmawiał z Wojtkiem Wojdą i w efekcie tej rozmowy uznali, że grupa zasłużyła sobie  na oficjalną książkę upamiętniającą jej dotychczasowe dokonania. Ostatecznie powstał gruby, wypełniony dokładnymi informacjami tom, który będzie koniecznym nabytkiem dla każdego fana tego zespołu.

Zagłębiając się w lekturę Farben Lehre. Bez pokory przenosimy się dziesiątki lat wstecz, do lat osiemdziesiątych XX wieku, i od tamtego momentu otrzymujemy szczegółowe zapisy kolejnych lat istnienia grupy. Mało tego, autor opowiada także o najmłodszych latach życia Wojtka Wojdy, jego najwcześniejszych zainteresowaniach i kontaktach z muzyką rockową. Mówi czytelnikowi o drodze, jaką Wojtek Wojda musiał wraz z innymi muzykami przejść, by wreszcie mógł powstać zespół Farben Lehre.

Pierwsze lata istnienia grupy – jak zresztą również kolejne – zostały opisane bardzo dokładnie. Autor wymienia miejsca, w których Wojtek wraz z kolegami grywał, wyraźnie zaznacza, jak ważnym wydarzeniem był dla nich festiwal w Jarocinie. Kamil Wicik skupia się także na oddaniu otoczenia zespołu, warunków, w jakich Farbeni ćwiczyli, a także ludzi, z którymi mieli kontakt. Wyraźnie widać, że biografię pisał fan zespołu, człowiek zżyty z tymi ludźmi i ceniący ich muzykę, poglądy i bezkompromisową postawę.

Co do wydania książki, to mam wrażenie, że wydawnictwo Sine Qua Non mogło się nieco bardziej postarać. Na prawie czterysta stron, które składają się na biografię, zamieszczono zadziwiająco mało zdjęć; na ośmiu kredowych stronach widnieją małe fotki, po kilka na jedną stronę. Jednakże tym, co najbardziej przeszkadzało mi w trakcie lektury, jest zbyt mała czcionka tekstu, sprawiająca, że książki nie czyta się tak przyjemnie, jakbym się spodziewał. Całość wyglądałaby także znacznie lepiej, gdyby w druku użyto białych, nie żółtawych stron.

Na pochwałę zasługuje natomiast gruba okładka z wypukłymi napisami – prezentuje się naprawdę nieźle. Oraz fakt, że na końcu podano długi indeks nazwisk i nazw zespołów, który to akurat może okazać się przydatny, bo jest tego wszystkiego naprawdę sporo; indeks ułatwia odnalezienie konkretnych informacji w biografii. Na plus zasługuje także dołączenie do książki płyty CD, zawierającej pięć utworów zespołu.

Podsumowując więc Farben Lehre. Bez pokory jest publikacją całkiem udaną, z małymi niedociągnięciami, które da się jednak przeżyć. Zawarty w niej tekst dostarcza czytelnikowi naprawdę wielu informacji na temat grupy i z pewnością spotka się z pozytywnym odbiorem u niejednego fana Farbenów, zajmując miejsce obok płyt zespołu. 

czwartek, 4 czerwca 2015

"W ogniu wojny", Evan Currie


Autor: Evan Currie
Tytuł oryginału: Out of the Black: Odyssey One #4
Seria: Odyssey One
Gatunek: fantastyka, science fiction
Język oryginału: angielski
Przekład: Małgorzata Koczańska
Liczba stron: 456
Wymiary: 125 195 mm
ISBN: 978-83-64030-49-9
Wydawca: Drageus Publishing House
Oprawa: miękka
Miejsce wydania: Warszawa
Ocena: 3/6

Space opera – nie po raz pierwszy już zastanawiam się, dlaczego ktokolwiek pisze jeszcze tego rodzaju powieści? Po dziś dzień nie mogę zrozumieć, jak komukolwiek mogą podobać się sztywne dialogi, pozbawione emocji kosmiczne batalie, płascy i sztywni bohaterowie i wydumane, heroiczne wysiłki mające na celu ocalenie Ziemi i ludzkości przed definitywną zagładą. Wszystko to już było tyle razy, że chyba by się nawet zliczyć nie dało, ile, a mimo to ludzie nadal produkują te wyjątkowo mało oryginalne, wtórne wręcz książki. No ale nic, postanowiłem się nie poddawać i raz na jakiś czas zajrzeć w jakąś space operę, z nadzieją na to, że może jednak moje zdanie na temat tego podgatunku fantastyki naukowej się odmieni.

W ogniu wojny jest kolejną, czwartą już częścią serii Evana Currie, z tym że w tym tomie mamy do czynienia z inwazją Dresinów na Ziemię i walkami w miastach takich jak, na przykład, Pensylwania. Oczywiście autor przenosi się także w inne miejsca, jak Pekin, Teksas czy Indie, jednak są to szczątkowe relacje z obejmującej całą planetę inwazji obcych. Już od samego początku części czwartej, kontynuując wątki z poprzedniego tomu, Evan Currie rzuca czytelnika w wir walki, utrzymując to samo tempo przez dłuższy czas.

Kapitan Eric Stanton Weston rozbija się w statku kosmicznym Konfederacji na Long Island, uprzednio prowadząc ostrzał powietrzny i niszcząc drony Drasinów. Kiedy odzyskuje przytomność, natychmiast rusza do walki w Central Parku, którego starają się bronić zupełnie nieprzygotowane do tego siły policyjne. Gwardia narodowa jest dopiero w drodze, czołgi mają duże problemy z dotarciem na miejsce, więc kilku śmiałków usiłuje powstrzymać znacznie lepiej uzbrojone jednostki bojowe najeźdźców. Wśród nich jest Lyssa Myriano, była marines, a także ludzie z policyjnych oddziałów szybkiego reagowania. Jednak z bronią, jaką dysponują, nie mogą zdziałać zbyt wiele. Sytuacja wydaje się dramatyczna.

Dresinowie zaatakowali największe, najbardziej zaludnione miasta na Ziemi, jednak ich statki nadal znajdują się na orbicie i stanowią ciągłe zagrożenie. Prezydent Konfederacji Connor planuje atak. Zdaje sobie sprawę z faktu, że walki na powierzchni planety na nic się nie zdadzą, jeśli ludzkości nie uda się wyeliminować wrogich jednostek otaczających Ziemię.

I tak to idzie. Od samego początku czytamy o tym, jak Lyssa czy Weston pokonują tego czy tamtego obcego, jak znajdują słabe punkty jednostek bojowych Drasinów i kolejno ich likwidują. Poza tym do trwających walk dołączają Priminae i dostajemy także bitwy w przestrzeni, przewidywalne i mało innowacyjne.

Muszę powiedzieć, że autorowi łątwo jest utrzymać zainteresowanie czytelnika w trakcie lektury dzięki ciągłej, szybkiej akcji. Mimo to jednak napięcie jest dość stonowane przez właśnie te nieprzerwane, lecz mało emocjonujące starcia; pierwsze sto stron to nic innego tylko partyzantka. Potem fabuła staje się nieco bardziej zróżnicowana, ale nadal nie na tyle, by nie można było się od powieści oderwać. Generałowie, sierżanci, porucznicy – tak jest, sir, nie, sir, oczywiście, sir… I do tego trochę heroizmu i skutecznego działania kapitana Erica Westona, mającego zresztą wsparcie istoty nadrzędnej, nieokreślonego bytu zwanego Gaią.

Nikomu nie sprawi problemu domyślenie się, że czwarta część serii Odyssey One jest przeznaczona dla zwolenników trzech pierwszych tomów tej właśnie serii, prawda? Poza nimi zadowoleni z lektury tej powieści ewentualnie mogą być tylko czytelnicy rozmiłowani w space operach i militarnej science fiction, do której tomowi czwartemu zdecydowanie bliżej. Jeśli więc nie jesteś jednym z nich, to nie sięgaj po W ogniu wojny, gdyż nie będzie to miało większego sensu. Choć książkę czyta się szybko i bez większych problemów, to jednak jej treść jest bardzo nijaka. Dlatego jej lektura nie daje, niestety, zbyt wielu emocji, jeśli ktoś fanem gatunku nie jest.