Wszyscy wiemy, jak to jest być
fanem, prawda? Fanem zespołu, muzyka, aktora, pisarza – kogoś, kto swoimi
umiejętnościami, cechami charakterystycznymi, wyglądem czy wirtuozerią w danej
dziedzinie imponuje nam tak bardzo, że niejednokrotnie nas po prostu zdumiewa.
Ja również doskonale wiem, jak to jest być wielbicielem. W tym przypadku:
miłośnikiem literackiej twórczości
Howarda Philipsa Lovecrafta, Samotnika z
Providence, jednego z największych twórców weird fiction.
Poziom literackich umiejętności HPL’a
przestał mnie zdumiewać już lata temu, gdyż po przeczytaniu kilku pierwszych
zbiorów opowiadań doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, na jak wysokim
pułapie te umiejętności się znajdują. W kwestii stylu i tworzenia atmosfery
grozy Lovecraft nie ma sobie równych, ale jest jeszcze druga strona medalu.
Pisarz ten, jakże niedoceniany za życia, charakteryzował się nie tylko
literackim kunsztem, ale także szeroką erudycją, której dawał wyraz w tysiącach
listów napisanych do znajomych i przyjaciół. Dzisiaj uznawany jest nie tylko za
pisarza i poetę, ale i za myśliciela, inspirującego wielu późniejszych pisarzy
grozy.
Wydawnictwo Sine Qua Non dokonało czegoś, czego żadne inne wydawnictwo w Polsce
dotąd nie zrobiło: poważyło się na stosunkowo ryzykowny w sensie wydawniczym
krok, a mianowicie wydało zbiór zebranych listów i esejów HPL’a. Ryzykowny w
tym sensie, iż jest to publikacja skierowana do określonego odbiorcy, do fanów
imponującego, niezwykłego umysłu pisarza żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Czy
warto było?
Koszmary i fantazje zawierają przeważnie listy z okresu ostatniej
dekady życia pisarza, choć niektóre sięgają także kilkunastu lat
poprzedzających jego śmierć. Podobnie zamieszczone w zbiorze eseje pochodzą z
różnych okresów życia Lovecrafta i dotykają bardzo różnej tematyki, wszystkie
jednak łączy jedno: dokładne, analityczne podejście HPL’a do opisywanego przez
niego zagadnienia. Tak dokładne, że po lekturze każdego eseju mamy wrażenie, iż
temat został zupełnie wyczerpany, że nie zostało już nic do dodania. I nie ma w
tym niczego dziwnego, gdyż – choć bez wątpienia Lovecraft był humanistą – miał
w sobie także ogromny pociąg do nauki i krytyczne podejście do każdego
problemu.
Powróćmy jednak teraz do listów,
których zbiór zawiera znacznie więcej niż esejów. Charakteryzują się one bardzo
szerokim wachlarzem tematycznym, począwszy od pisarstwa i sposobów pracy nad
tekstami, poprzez procesy czarownic mające miejsce w Nowej Anglii i słynne Malleus Maleficarum Niemców Sprengera i
Kramera, a skończywszy na historii Rhode Island, skąd pisarz pochodził. HPL
wyraża swoje poglądy bardzo pewnie, nie stroniąc od dosadnej i skrupulatnie
dowodzonej krytyki, wypowiada się – na przykład – na temat wykorzystywania praw
autorskich przez wydawców, a niektórych z nich określa „ograniczonymi umysłowo
redaktorami”.
Niektóre z listów dotykają także
bardzo osobistej, prywatnej strony życia pisarza. Czytając je uświadamiamy
sobie, że wielki umysł potrafi być naprawdę niedoceniany, że często potrzeba
czasu, by społeczeństwo świata dopiero dojrzało do oryginalnych i
kontrowersyjnych tworów. W liście do Jamesa Mortona z 1926 roku czytamy o opłakanym
stanie finansów HPL’a, o poświęceniach i wyborach, do których dokonywania
nieustannie był zmuszony. Choć wyjątkowo utalentowany, jego twórczość
pozostawała niedoceniana przez wydawców i częstokroć krytykowana przez
czytelników. Jednak, jak sam pisze:
Ostatecznie jest bodaj siedem osób naprawdę przepadających za moimi
pracami – mnie tyle wystarczy.
Powyższy cytat obrazuje także
podejście HPL’a do sztuki pisarskiej, jego punkt widzenia na artyzm, który
jeszcze wyraźniej odzwierciedla się w poniższych słowach:
Nie interesuje mnie poparcie oraz zainteresowanie publiki – piszę wyłącznie
dla własnej satysfakcji. Pisanie w jakimkolwiek innym celu przestałoby być
sztuką – zawodowy pisarz jest krańcową antytezą artysty.
Kondycję wydawniczą jego utworów
doskonale oddadzą natomiast słowa pochodzące z listu do Vincenta Starretta z
1927 roku:
Nigdy nie wydano mojej twórczości w książce i wątpię, by jakość moich
koszmarów i fantazji dawała do tego podstawy.
Dzisiaj wiemy, jak bardzo mylił
się w tych słowach co do swojej twórczości, jednakże wtedy, jeszcze za jego
życia, pisarza cechował ogromny autokrytycyzm. Bardzo krytycznie wyraża się
niejednokrotnie o sobie samym, ale kiedy indziej cechuje go również wyjątkowa
wyniosłość, pewność siebie i brak tolerancji. Listy odkrywają przed
czytelnikiem postać nietuzinkową, wyjątkowego intelektualistę i erudytę, czego
bez wątpienia dowodzą także bardzo rozbudowane, szczegółowo dopracowane eseje. Podobnie
jak listy, dotykają bardzo różnorodnych tematów. Czytamy w nich na temat
pisania weird fiction, czytamy o
starodawnym pogańskim ludzie i bachanaliach, o kompozycji utworów literackich,
bardzo interesujących refleksjach na gruncie idealizmu i materializmu, a także
doskonale udowadnianej wyższości kotów nad psami. Teksty te są niezwykle
ciekawe nie tylko z literackiego punktu widzenia, ale także filozoficznego oraz
praktycznego, bo któremu pisarzowi nie przyda się wiedza na temat tego, jak
tworzyć opisy, dobierać i rozwijać słownictwo, analizować kompozycję?
Zagłębiwszy się w tematykę
pisarstwa i literatury, Lovecraft nie pomija także swoich własnych wzorców i
pisarzy, których uznaje za mentorów i liderów sztuki opowiadania. Opisuje
nieszczęśliwe życie i twórczość Edgara Allana Poego, niedoścignionego w jego
mniemaniu twórcę opowiadań grozy, ale sporo miejsca poświęca także Lordowi
Dunsany (Edward John Moreton Drax Plunkett, osiemnasty baron Dunsany), o którym
mówi nie tylko jako o pisarzu, ale także o człowieku z krwi i kości. Obie te
sylwetki literackie bardzo mu imponowały, co wyraźnie w tekstach widać.
Kolejnym ciekawym punktem zbioru
jest notatnik z pomysłami pisarza, zawierający ponad dwieście krótkich i
dłuższych uwag wykorzystanych w twórczości bądź niewykorzystanych, oraz wstępny
szkic jednego z najlepszych – moim zdaniem – opowiadań HPL’a, a mianowicie Widma nad Innsmouth. Na końcu zbioru
zamieszczono także spis najważniejszych znajomych Lovecrafta, wśród których
znajdują się takie sławy jak Robert Bloch (autor „Psychozy” sfilmowanej przez
Hitchcocka), Robert E. Howard (twórca znakomitych opowiadań o Conanie Barbarzyńcy),
jak również August Derleth, pisarz opowieści detektywistycznych i horroru, a
także założyciel wydawnictwa Arkham House.
Są jednakże jeszcze inne plusy
zbioru, bardziej współczesne. Nie można nie docenić wyjątkowo dobrej pracy nad
przekładem tekstów Mateusza Kopacza; spisał się naprawdę świetnie, oddając z
prawdziwą pieczołowitością ducha oryginalnego i rozbudowanego języka HPL’a.
Kolejną rzeczą zasługującą na odnotowanie jest samo wydanie zbioru: twarda
okładka z tłoczonymi napisami, klimatyczne szkice i przejrzystość są bez wątpienia
warte każdej złotówki wydanej na niego. Nie każdy jednak odnajdzie się w jego
lekturze: jak wspomniałem na początku, zbiór jest skierowany raczej do
miłośników twórczości Lovecrafta niż do przeciętnego czytelnika. Ci pierwsi bez
wątpienia będą z niego zadowoleni, natomiast drudzy poznają analityczny umysł i
przemyślane idee, ale niekoniecznie zrozumieją kwestie dotyczące mitologii
Cthulhu. Osobiście polecam jego lekturę wszystkim, jednak ze szczególnym
naciskiem na fanów HPL’a.
Na koniec przytoczę jeszcze
słowa Oskara Wilde’a, legendarnego już dzisiaj autora Portretu Doriana Greya:
Sztuka stanowi największy atrybut indywidualizmu, jaki kiedykolwiek
znał świat.
Nie
sposób nie zgodzić się z tymi słowami. Można jedynie dodać, iż Howard Philips
Lovecraft był niezwykłym indywidualistą doskonale zdającym sobie sprawę z ich
sensu.
Recenzja godna książki, książka godna recenzji, czy jakoś tak :) Świetny tekst. Ach, i ta kolekcja... nic, tylko zbierać szczękę z podłogi i zazdrościć :) Pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, Paulino:-)
UsuńZgadzam się z Pauliną ^^ Oprócz tego dodam, że przykrym zjawiskiem jest docenianie kogoś wybitnego dopiero po śmierci eh :/
OdpowiedzUsuńFakt, ale już tak bywało, że dopiero po śmierci pisarza jego teksty zyskały uznanie. Swoją drogą, status kultowego twórcy wydaje się być znacznie trwalszy niż twórcy współczesnego :-)
UsuńNa bogów starych i nowych! Ile Lovecrafta!! A ja mam tylko "Zgrozę w Dunwich i inne przerażające opowieści"... Ja się chyba kiedyś do Ciebie włamię... ;)
OdpowiedzUsuńHehehe, jak się włamiesz, to się upijemy i niczego i tak nie będziesz w stanie wynieść :D
UsuńJak to nie?! Ja Ci wręcz wmówię, że te wszystkie książki to na prezent mi przyszykowałeś i sam mi je dasz! :D
UsuńNie ma co więcej mnie namawiać. Koniecznie będę musiała się zapoznać z ową pozycją!
OdpowiedzUsuńBez wątpienia warto;-)
Usuń