Lektura
Lękajcie się to coś naprawdę przejmującego.
Nawet dla kogoś, kto poglądy ma zdecydowanie antyklerykalne, kto w instytucji
Kościoła nie widzi niczego dobrego, kto zakładał teoretycznie – i jak się
okazuje, właściwie – że pedofilia wśród księży to rzecz nader często
praktykowana.
Dlaczego ktoś może tak uważać?
Ponieważ nie można walczyć z własną naturą, nie da się stłumić jednego z
najsilniejszych instynktów człowieka: popędu płciowego. Nie można się go tak po
prostu wyrzec. To tak, jakby nakazać chmurom, by przestał padać z nich deszcz.
Tak, jakby dziki tygrys miał karmić się tylko i wyłącznie roślinnością.
Takie rzeczy są wbrew naturze i
po prostu się nie dzieją. Tak samo jest z ludźmi. Wszyscy mamy instynkty i nie
da się ich na dłuższy czas stłumić. A w przypadku księży celibat nie jest
niestety jednoznaczny z impotencją. Złożenie przysięgi i wstąpienie w szeregi
kleru nie gwarantuje, że popęd seksualny zniknie raz na zawsze.
Ekke Overbeek od ponad
dziesięciu lat jest korespondentem belgijskich i holenderskich mediów w Polsce.
Od długiego czasu zbierał materiały do swojego dokumentu, rozmawiał z ludźmi,
prowadził zapiski, a liczba skarg składanych na księży przerosła jego oczekiwania.
Ale skupmy się na efektach jego
pracy. Książka składa się z dwóch części: pierwszej, dokumentalnej, oraz
drugiej, zawierającej historie opowiedziane przez ofiary księży i wywiady z
nimi.
W przedmowie, zatytułowanej:
„Zamiast wstępu”, autor pisze, jak w ciągu minionych lat znajdował kolejne
sprawy z księżmi – pedofilami na piedestale. Podaje konkretne daty, odnośniki
do programów telewizyjnych dotykających pedofilii w Kościele, linki do stron
internetowych. Następnie przechodzi do tematu Polski, która „milczy”, zamiast
działać. Wyrzuca Polakom brak asertywności w obliczu przestępstw dokonywanych
na dzieciach przez kler, nie tylko zwykłym obywatelom, ale – przede wszystkim –
mediom. Jak sam często pisze: „zamiatano sprawę pod dywan”.
I wiecie co? Ma rację. Bo w nas,
Polakach, nadal siedzi szacunek dla księdza, ludzie duchowni mają autorytet w
naszych oczach już od wielu dekad. Na szczęście, nie wszyscy tacy jesteśmy.
Rzeczywistość się zmienia. Coraz więcej jest ateistów lub wierzących, ale nie praktykujących.
Czy to do głosu dochodzi najzwyklejszy, twardo stąpający realizm, czy
jakiekolwiek inne pobudki, ludzie zaczynają uświadamiać sobie, że instytucja
kościoła katolickiego nie jest im wcale tak bardzo potrzebna, jak mogłoby się
wydawać. Wierzyć można i bez kościoła. Jedynie ci, którym zależy na
chrześcijańskim pochówku ich samych lub ich bliskich, mają jakiś interes w tym,
by dawać na mszę, przyjmować z kopertą księdza na kolędzie i ogólnie
praktykować.
Jednak czasy się zmieniają. Nie
jest już tak, że jeśli nie było cię w niedzielę na mszy, to sąsiedzi będą cię
wytykać palcami na ulicy. Nikt już się nie przejmuje tym, jak wygląda w oczach
innych katolików, bo to po prostu przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Na
wsiach, owszem, autorytet księdza nadal cieszy się dużym poważaniem. Z własnego
doświadczenia powiem Wam, jak dużym.
Grudzień, zaczynają się kolędy.
W niedzielę na mszy proboszcz oznajmia: „Proszę wybrać osobę, która będzie mnie
woziła swoim samochodem po kolędzie. W tym tygodniu jedna, w drugim następna”.
Nieważne, że jego samochod stoi w garażu: on musi mieć szofera z własną bryką.
Inny przykład. Pogrzeb, ludzie
chowają bliską osobę. Ksiądz w opłaty wlicza sto złotych za wywóz śmieci z
cmentarza. Na samej uroczystości okazuje się jednak, że śmieci aż się wysypują
z dużego kontenera, że nikt ich nie wywozi. Co ciekawe, jeżdżę na wieś co roku
w grudniu i przyznam z ręką na sercu, że tego kontenera jeszcze nigdy pustego
nie widziałem. W pogrzebach, w innych porach roku, także brałem tam udział, i
wtedy ten kontener również był przepełniony aż do przesady. Chowają człowieka
pięć metrów dalej, a ludzie muszą przestępować leżące na ziemi worki ze
śmieciami. Ile więc rodzin musi opłacić w kosztach pogrzebu wywóz tych śmieci,
aby w końcu zniknęły z cmentarza? I po co je w ogóle wywozić, skoro czym dłużej
leżą w kontenerze i wokół niego, tym więcej parafia na tym zarabia?
Lecz nikt nic głośno nie mówi. W
domach owszem, ludzie narzekają, ale poza własnymi czterema ścianami tych
głosów już nie słychać, bo przecież nie można źle mówić o księdzu. Proza życia.
I o tym właśnie pisze Ekke
Overbeek. Nie potrafimy podnieść głosu wtedy, kiedy trzeba. Ciągle darzymy
księży jakimś dziwacznym, niemal zabobonnym szacunkiem, i to postrzeganie jest
błędem. Czas pokaże, jak wielkim.
Wiedzieliście, że w Lublinie
istnieje ośrodek leczniczy dla chorych księży – homoseksualistów? I że kuria
wysyła tam tych księży, wokół których pedofilskich i homoseksualnych poczynań
zrobiło się zbyt głośno? Ja nie wiedziałem.
Wiedzieliście, że istnieje
fundacja Kidprotect.pl, uświadamiająca rodziców o przypadkach molestowania,
mieszcząca się na warszawskiej Woli w małym mieszkanku, zbierająca dane i
informująca o dowodach molestowania policję? Ja nie wiedziałem.
Wiedzieliście o tajnym dekrecie
Kościoła z 1962 roku, Crimens
Solicitationes, zawierającym instrukcje, jak postępować z księżmi, którzy
namawiają penitentów do grzechu nieczystości? Wiedzieliście, że dekret ten
narzuca milczenie: dziecko – ofiara, ksiądz – sprawca i wszyscy świadkowie mają
być zmuszeni do złożenia przysięgi milczenia? Dekret obowiązywał do 2001 roku,
a biskupi na całym świecie mieli nakaz trzymania go pod kluczem w sejfie. Karą
za nieprzestrzeganie dekretu miała być ekskomunika.
Wiedzieliście, że wersja dekretu
z 1962 roku jest zaostrzoną i wydaną ponownie tajną instrukcją z roku 1922 o
nazwie: De Modo Procedende In Causis
Solicitationes? Ja nie wiedziałem.
Ludzie molestowani w młodości
przez księży żyją z tym strasznym brzemieniem przez dekady. Bojąc się
społecznego potępienia, odrzucenia przez najbliższych i po prostu wstydu,
odwagi do opowiedzenia o tym, co im się przytrafiło, nabierają dopiero po
upływie długich lat. Dlatego też większość opisywanych w książce przypadków
miała miejsce jeszcze za PRL-u, a wyniki przytoczonych przez autora badań
dotyczą lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Ekke Overbeek
nie skupia się jednak tylko na Polsce. Nie brakuje w jego książce danych
pochodzących z innych krajów: Ameryki, Belgii, Holandii. Na przykład w roku
1986 w Tuscon, Arizona, o molestowanie nieletnich oskarżono aż 24% księży.
Mało? Nie sądzę. A trzeba pamiętać, że jest to procent obejmujący liczbę
pracowników Kościoła tylko z jednego stanu.
Autor dowodzi, że pedofilia nie
stanowi już tabu. Ale pedoflia wśród księży tak. Gdy chodzi o molestowanie
dziecka przez np. nauczyciela, rodzice zareagowaliby od razu. Jeśli zaś sprawcą
jest ksiądz, rodzice nie dowierzają własnemu dziecku. Schemat ten potwierdza
się w opowieściach ofiar zawartych w drugiej części książki. Smutne jest to, że
kiedy wreszcie te osoby decydują się mówić najbliższym o swojej mrocznej
tajemnicy, są raczej odrzucane niż wspomagane wsparciem. Jedną z dziewczyn
rodzice wyrzucili z domu. Relacje pewnego mężczyzny z jego rodzicami uległy
trwałemu pogorszeniu. Listy, jakie poszkodowani wysyłali do kurii były albo
zbywane dwoma-, trzema zdaniami, albo w ogóle pozostawały bez odpowiedzi. Jaki
stąd wniosek? Kościół doskonale wie, co dzieje się w jego szeregach, jednak
jeśli nie jest przyparty do muru niepodważalnymi dowodami, „zamiata sprawę pod
dywan”. Gdy robi się szum wokół księdza – pedofila, władze kościelne przenoszą
go do innej parafii. Gdy sprawa staje na ostrzu noża, wyrzucają go ze swoich
szeregów i mówią: „On nie jest już jednym z nas. Niech sam odpowiada za swoje
winy”.
Czasem Kościół twierdzi również,
że „problem pedofilii wśród księży nie istnieje”. Albo że „ w każdym zawodzie
trafi się czarna owca”, sugerując, że jest to problem jednostkowy, nie
nagminny. Jednakże, jeśli tak miałoby być w istocie, dlaczego już w latach
siedemdziesiątych ubiegłego wieku powstał pierwszy szpital, w którym leczono
duchownych ze skłonnościami pedofilskimi? Dlaczego w Lublinie istnieje
instytucja, która ma „leczyć” (jeśli to w ogóle możliwe) księży –
homoseksualistów? Jeśli to problem rzadki, to skąd dziesiątki tysięcy skazanych
duchownych i skąd setki tysięcy ich ofiar? I, przede wszystkim, jeśli
rzeczywiście jest to problem na małą skalę, jak wytłumaczyć istnienie tajnej
instrukcji, wydanej przez władze Kościoła niemalże sto lat temu?
W książce podano dane w raportów
Johna Jaya z 2004 roku oraz z raportu Murphy. Jak pisze autor, wykonanie badań
do raportu Jaya zlecił sam Kościół, więc jego wyniki nie mogą być do końca
obiektywne, skoro płaciła „strona oskarżana”. Mimo to badacze problemu doszli
do zadziwiającej ilości przestępstw dokonanych przez ludzi kleru.
Nie wiem, jak Wy zapatrujecie
się na to wszystko, czy dopuszczacie do siebie istnienie problemu pedofilii w
kościelnych szeregach, czy też nie. Każdy z nas ma swój własny punkt widzenia.
Jednak niezależnie od tego, co subiektywnie sądzimy, nie da się zaprzeczyć
jednemu: problem istnieje i to w znacznie większej skali, niż ktokolwiek mógłby
przypuszczać. Lękajcie się to
lektura dla wszystkich, ponieważ nie są to czcze historie wyssane z palca, ale
literatura faktu poparta konkretnymi liczbami i badaniami. A zwłaszcza dla
tych, którzy wysyłają swoje dzieci na oazę czy coś w tym stylu. Zastanówcie się
dwa razy, zanim to zrobicie, bo „miły” ksiądz może się po latach okazać wcale
nie taki „miły”.
Kolejna świetna i wyczerpująca recenzja :)
OdpowiedzUsuńCóż, że tak powiem...fakty i dane szokują. Szkoda tylko, że jedna zła część niszczy opinie drugiej lepszej części, ale niestety tak to działa. Wszystko można znieść, ale nie można krzywdzić dzieci!!
A ten dekret to już przegięcie.
Dzięki ;-) Ten dekret to, owszem, przegięcie, wykorzystywanie władzy i nie ustosunkowanie się do prawa świeckiego... Kler może, kler robi, jak widać.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim: bardzo dobra recenzja!
OdpowiedzUsuńTytuł książki obił mi się kiedyś o uszy, ale na tym się skończyło. Lubię dobrą literaturę faktu, nie ważne jak kontrowersyjny temat porusza, a "Lękajcie się" na takową wygląda.
Nie lubię wypowiadać się na tematy religijne. Sama jestem agnostykiem, ale jeśli chodzi o kler to mam bardzo zdecydowane poglądy. Po prostu wkurza mnie to, że księża zachowują się jak panowie i władcy, traktując innych z góry. Że sprawy z nimi związane, typu właśnie pedofilia czy defraudacje środków kościelnych są zamiatane pod dywan, bo "ich się nie rusza"...
Ehh.. dobra, bo sama się nakręcam.
Krótko: książkę przeczytam, tak dla pozyskania dodatkowych argumentów antyklerykalnych...
Dzięki ;-)
UsuńWiesz, bardzo wiele w tym wszystkim może człowieka wkurzyć. Sama ta książka zresztą wystarczająco nakręca i dostarcza argumentów przeciwko Kościołowi.
Przeczytaj koniecznie, nie będziesz żałować.
Świetna recenzja! Przepadam za takimi kontrowersyjnymi lekturami. A tę po prostu muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńDzięki ;-)
UsuńTo świetna książka. I zawiera całkiem sporo naprawdę zaskakujących informacji. Nie będziesz żałować lektury ;-)
wow, recenzja świetna. Książka porusza bardzo ważną kwestię. Postaram się przeczytać.
OdpowiedzUsuńDzięki ;-)
Usuń