Pamiętam czasy,
kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z komiksami o Batmanie. Były to lata
dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku, a firma TM-Semic zasypywała młodzież
zeszytowymi wydaniami historii z uniwersum DC i Marvela. Do dzisiaj pamiętam
pierwszy numer Batmana wydany w roku 1990, zatytułowany Zabójczy żart i zawierający rysunki rewelacyjnego Barry’ego
Bollanda. Potem kolekcjonowałem komiksy z przygodami Mrocznego rycerza jeszcze
kilka lat, ale do dzisiaj to właśnie ten pierwszy numer, niezwykle sugestywny i
urzekający, utkwił mi w pamięci najbardziej ze wszystkich.
Pamiętając tamte czasy i trzymając w
rękach właśnie wydany komiks Batman:
Mroczne zwycięstwo, nachodzi mnie refleksja na temat imponującej ewolucji
tej graficznej formy artystycznego wyrazu. Kiedyś komiks był tylko cieńszym
bądź grubszym zeszytem, wydrukowanym na papierze kiepskiej jakości i
skierowanym głównie do młodych czytelników. Teraz, kiedy minęły lata, kiedy
otaczająca nas wszystkich rzeczywistość zmieniła się, komiks stał się towarem
luksusowym, trafiającym na rynek czytelniczy w twardej okładce kryjącej
wewnątrz stronice z kredowego, błyszczącego papieru. Wyraźnie widać więc, że
tak, jak zmieniło się zapotrzebowanie rynku na opowieści graficzne, tak samo
ewoluowała jakość komiksu. Taka sytuacja została oczywiście spowodowana inną
grupą docelową, gdyż dzisiaj odbiorcami komiksów są już raczej kolekcjonerzy
niż młodzież. Mieliśmy zeszyty, a mamy albumy. Za jakość naturalnie trzeba
zapłacić, ale trzymając tak imponująco wydany album w rękach nie da się żałować
wydanych nań pieniędzy.
Batman:
Mroczne zwycięstwo jest bezpośrednią kontynuacją wydanego w poprzednim roku
albumu Batman: Długie Halloween. Da
się oczywiście czytać nowszą część bez znajomości poprzedniej, choć wydarzenia
rozgrywające się w Mrocznym zwycięstwie
są ciągiem dalszym historii opisanej w Długim
Halloween. Jednakże autorzy sprawnie podzielili całość na części i choć
stanowią one integralną całość, to bez wątpienia Mroczne zwycięstwo jest pasjonującą historią i bez swojej
poprzedniczki.
Wydarzenia, o których czytamy,
sięgają początkowego okresu walki Batmana ze zbrodnią i zepsuciem Gotham City.
James Gordon zostaje nominowany komisarzem policji, a Harveya Denta, który w Długim Halloween został oblany kwasem i
stał się okrutnym Two-Face, zastępuje na stanowisku prokuratora okręgowego
Janice Porter. Ta kobieta wydaje się niezwykle zasadnicza w kwestii
przestrzegania prawa, przez co działania Mrocznego rycerza są w jej mniemaniu
bardzo karygodne. Nic więc dziwnego, że początkowo jej relacje z Jimem Gordonem
są co najmniej dość oschłe.
Carmine Falcone, głowa gangsterskiej rodziny władającej Gotham, umiera.
Jego miejsce zajmuje córka, Sofia Falcone Gigante, która krótko po pogrzebie
otrzymuje tajemnicze zawiniątko. Jest to odcięty palec jej pochowanego ojca,
sugestywna wiadomość w starym gangsterskim stylu, oznaczająca ni mniej, ni
więcej tylko to, że wszystko, co posiada, zostanie jej odebrane kawałek po
kawałku. Jakby tego było mało, z grobu znika ciało Carmine’a Falcone.
Komendant policji Clancy O’Hara, przyjaciel Jima Gordona, zostaje powieszony
na moście. Nieznany morderca zostawia przy nim karteczkę z cytatem i rysunkiem
wisielca, swoją wizytówkę. Miesiąc później, wraz z odnalezieniem kolejnego
powieszonego policjanta, powoli powstaje potworny modus operandi szaleńca. Co
ciekawe, morderstwa mają miejsce w dni świąteczne, podobnie jak to było w
przypadku Holidaya, schwytanego przez Batmana w Długim Halloween i osadzonego w Azylu Arkham.
Mroczny rycerz musi rozwikłać sprawę powtarzających się wraz z biegiem
czasu zabójstw, a także zagłębić się w podziemny świat gangsterskich rodzin i
powiązań. Wydarzenia się komplikują, ciągle dochodzą nowe elementy układanki i
fabuła nabiera tempa. Wszystko to sprawia, że nie da się oderwać od Mrocznego zwycięstwa.
Kontynuacja Długiego Halloween
jest historią niezwykle mroczną i sugestywną. Ciężką, duszną atmosferę potęguje
doskonałe wyczucie kolorów Gregory’ego Wrighta, tonacji barw i ich nasycenia.
Kreska Tima Sale’a doskonale pasuje do mrocznego wydźwięku kryminału noir, a
scenariusz Jepha Loeba wciąga czytelnika i hipnotyzuje. Przedstawienie postaci
i ich wzajemnych relacji również nie ma sobie równych, zwłaszcza jeśli chodzi o
Batmana. Bruce Wayne został ukazany skromnie, jako nieprzystępny, niechętny
ludziom milioner, i gości na kartach albumu tylko sporadycznie. Natomiast
Mroczny rycerz wydaje się w stu procentach zasługiwać na swój przydomek. Są
chwile, gdy jego bezkompromisowa brutalność i niepowstrzymane parcie do celu
budzi większe przerażenie niż działania jego morderczych przeciwników. A trzeba
przyznać, że tych ostatnich nie brakuje i nie przebierają wcale w środkach.
Tak jak Długie pożegnanie
opisywało powstanie Two-Face, tak Mroczne
zwycięstwo jest genezą Dicka Graysona, osieroconego chłopca i pierwszego
Robina. Jest to historia utkana z niebywałą wprawą i talentem, fabularnie
skomplikowana, ale i dopieszczona, satysfakcjonująca. Trzeba przyznać, że
zwroty akcji potrafią rzucić nowe światło na wydarzenia i mocno zaskoczyć, a
samo rozwiązanie zagadki ciągle jest niepewne i wymyka się zrozumieniu.
Dodatkowym plusem tej historii jest dokładniejsze przedstawienie postaci
Jima Gordona, który w wielu wcześniejszych komiksach był tylko policjantem
wydającym rozkazy, pojawiającym się stosunkowo rzadko na kartach opowieści. W Mrocznym zwycięstwie odczytujemy go
bardziej jako przyjaciela Mrocznego rycerza, zaufanego powiernika, a także
mężczyznę borykającego się nie tylko z przestępczością, ale również z własnymi,
nie mniej ważnymi, problemami.
Wydawnictwo Mucha odważyło się wydać bogaty, blisko czterystustronicowy
album, zawierający wciągającą, sprawnie napisaną i zilustrowaną historię. Każdy
fan przygód Mrocznego rycerza będzie Mrocznym
zwycięstwem usatysfakcjonowany, to nie ulega wątpliwości.
Uwielbiam Batmana (choć to moje 'uwielbienie' opiera się jak na razie wyłącznie na filmach)- muszę więc swoją wiedzę poszerzyć :)
OdpowiedzUsuńTeż go lubię ;-) A co do tego komiksu, to ciągle jestem w szoku, że taki świetny się okazał :-)
OdpowiedzUsuń