piątek, 17 października 2014

Batman: Mroczne zwycięstwo


Pamiętam czasy, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z komiksami o Batmanie. Były to lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku, a firma TM-Semic zasypywała młodzież zeszytowymi wydaniami historii z uniwersum DC i Marvela. Do dzisiaj pamiętam pierwszy numer Batmana wydany w roku 1990, zatytułowany Zabójczy żart i zawierający rysunki rewelacyjnego Barry’ego Bollanda. Potem kolekcjonowałem komiksy z przygodami Mrocznego rycerza jeszcze kilka lat, ale do dzisiaj to właśnie ten pierwszy numer, niezwykle sugestywny i urzekający, utkwił mi w pamięci najbardziej ze wszystkich.

            Pamiętając tamte czasy i trzymając w rękach właśnie wydany komiks Batman: Mroczne zwycięstwo, nachodzi mnie refleksja na temat imponującej ewolucji tej graficznej formy artystycznego wyrazu. Kiedyś komiks był tylko cieńszym bądź grubszym zeszytem, wydrukowanym na papierze kiepskiej jakości i skierowanym głównie do młodych czytelników. Teraz, kiedy minęły lata, kiedy otaczająca nas wszystkich rzeczywistość zmieniła się, komiks stał się towarem luksusowym, trafiającym na rynek czytelniczy w twardej okładce kryjącej wewnątrz stronice z kredowego, błyszczącego papieru. Wyraźnie widać więc, że tak, jak zmieniło się zapotrzebowanie rynku na opowieści graficzne, tak samo ewoluowała jakość komiksu. Taka sytuacja została oczywiście spowodowana inną grupą docelową, gdyż dzisiaj odbiorcami komiksów są już raczej kolekcjonerzy niż młodzież. Mieliśmy zeszyty, a mamy albumy. Za jakość naturalnie trzeba zapłacić, ale trzymając tak imponująco wydany album w rękach nie da się żałować wydanych nań pieniędzy.

            Batman: Mroczne zwycięstwo jest bezpośrednią kontynuacją wydanego w poprzednim roku albumu Batman: Długie Halloween. Da się oczywiście czytać nowszą część bez znajomości poprzedniej, choć wydarzenia rozgrywające się w Mrocznym zwycięstwie są ciągiem dalszym historii opisanej w Długim Halloween. Jednakże autorzy sprawnie podzielili całość na części i choć stanowią one integralną całość, to bez wątpienia Mroczne zwycięstwo jest pasjonującą historią i bez swojej poprzedniczki.

            Wydarzenia, o których czytamy, sięgają początkowego okresu walki Batmana ze zbrodnią i zepsuciem Gotham City. James Gordon zostaje nominowany komisarzem policji, a Harveya Denta, który w Długim Halloween został oblany kwasem i stał się okrutnym Two-Face, zastępuje na stanowisku prokuratora okręgowego Janice Porter. Ta kobieta wydaje się niezwykle zasadnicza w kwestii przestrzegania prawa, przez co działania Mrocznego rycerza są w jej mniemaniu bardzo karygodne. Nic więc dziwnego, że początkowo jej relacje z Jimem Gordonem są co najmniej dość oschłe.

Carmine Falcone, głowa gangsterskiej rodziny władającej Gotham, umiera. Jego miejsce zajmuje córka, Sofia Falcone Gigante, która krótko po pogrzebie otrzymuje tajemnicze zawiniątko. Jest to odcięty palec jej pochowanego ojca, sugestywna wiadomość w starym gangsterskim stylu, oznaczająca ni mniej, ni więcej tylko to, że wszystko, co posiada, zostanie jej odebrane kawałek po kawałku. Jakby tego było mało, z grobu znika ciało Carmine’a Falcone.

Komendant policji Clancy O’Hara, przyjaciel Jima Gordona, zostaje powieszony na moście. Nieznany morderca zostawia przy nim karteczkę z cytatem i rysunkiem wisielca, swoją wizytówkę. Miesiąc później, wraz z odnalezieniem kolejnego powieszonego policjanta, powoli powstaje potworny modus operandi szaleńca. Co ciekawe, morderstwa mają miejsce w dni świąteczne, podobnie jak to było w przypadku Holidaya, schwytanego przez Batmana w Długim Halloween i osadzonego w Azylu Arkham.

Mroczny rycerz musi rozwikłać sprawę powtarzających się wraz z biegiem czasu zabójstw, a także zagłębić się w podziemny świat gangsterskich rodzin i powiązań. Wydarzenia się komplikują, ciągle dochodzą nowe elementy układanki i fabuła nabiera tempa. Wszystko to sprawia, że nie da się oderwać od Mrocznego zwycięstwa.

Kontynuacja Długiego Halloween jest historią niezwykle mroczną i sugestywną. Ciężką, duszną atmosferę potęguje doskonałe wyczucie kolorów Gregory’ego Wrighta, tonacji barw i ich nasycenia. Kreska Tima Sale’a doskonale pasuje do mrocznego wydźwięku kryminału noir, a scenariusz Jepha Loeba wciąga czytelnika i hipnotyzuje. Przedstawienie postaci i ich wzajemnych relacji również nie ma sobie równych, zwłaszcza jeśli chodzi o Batmana. Bruce Wayne został ukazany skromnie, jako nieprzystępny, niechętny ludziom milioner, i gości na kartach albumu tylko sporadycznie. Natomiast Mroczny rycerz wydaje się w stu procentach zasługiwać na swój przydomek. Są chwile, gdy jego bezkompromisowa brutalność i niepowstrzymane parcie do celu budzi większe przerażenie niż działania jego morderczych przeciwników. A trzeba przyznać, że tych ostatnich nie brakuje i nie przebierają wcale w środkach.


Tak jak Długie pożegnanie opisywało powstanie Two-Face, tak Mroczne zwycięstwo jest genezą Dicka Graysona, osieroconego chłopca i pierwszego Robina. Jest to historia utkana z niebywałą wprawą i talentem, fabularnie skomplikowana, ale i dopieszczona, satysfakcjonująca. Trzeba przyznać, że zwroty akcji potrafią rzucić nowe światło na wydarzenia i mocno zaskoczyć, a samo rozwiązanie zagadki ciągle jest niepewne i wymyka się zrozumieniu.

Dodatkowym plusem tej historii jest dokładniejsze przedstawienie postaci Jima Gordona, który w wielu wcześniejszych komiksach był tylko policjantem wydającym rozkazy, pojawiającym się stosunkowo rzadko na kartach opowieści. W Mrocznym zwycięstwie odczytujemy go bardziej jako przyjaciela Mrocznego rycerza, zaufanego powiernika, a także mężczyznę borykającego się nie tylko z przestępczością, ale również z własnymi, nie mniej ważnymi, problemami.


Wydawnictwo Mucha odważyło się wydać bogaty, blisko czterystustronicowy album, zawierający wciągającą, sprawnie napisaną i zilustrowaną historię. Każdy fan przygód Mrocznego rycerza będzie Mrocznym zwycięstwem usatysfakcjonowany, to nie ulega wątpliwości. 

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Batmana (choć to moje 'uwielbienie' opiera się jak na razie wyłącznie na filmach)- muszę więc swoją wiedzę poszerzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też go lubię ;-) A co do tego komiksu, to ciągle jestem w szoku, że taki świetny się okazał :-)

    OdpowiedzUsuń