Wielkie odkrycia. Ludzie dokonują
ich cały czas, czy to na poletku naukowym, sportowym czy technologicznym.
Dosłownie w każdej dziedzinie. Czasem są to odkrycia o niepodważalnym znaczeniu
w skali światowej, ale każdy z nas także ich dokonuje w swoim własnym,
prywatnym wymiarze.
Dla
mnie takim Wielkim Odkryciem była trylogia Millennium
Stiega Larssona. Jednak – jak doskonale wszyscy już wiemy – nie tylko dla mnie,
ale i dla całego świata, co potwierdza fakt kilkudziesięciu milionów
sprzedanych egzemplarzy powieści oraz nakręcenia dwóch wersji filmu opartego na
niej: szwedzkiej i amerykańskiej.
Stieg
Larsson stał się pośmiertną ikoną szwedzkiej powieści kryminalnej. Pośmiertną,
ponieważ tuż przed ukazaniem się jej pierwszego tomu autor zmarł nagle na atak
serca w wieku pięćdziesięciu lat, nie doczekawszy niestety ogromnego splendoru
swojego dzieła. Millennium jednak
przetrwa, i to bardzo długo. Wystarczy raz przeczytać trylogię, aby zdać sobie
sprawę, że w miarę upływającego czasu będą pojawiać się jej kolejne wydania, że
następne pokolenia będą pochłaniały te powieści z wypiekami na twarzy, i że Stieg
Larsson zagwarantował tak sobie samemu, jak i trylogii, literacką
nieśmiertelność.
Przeczytałem
po raz drugi Mężczyzn, którzy nienawidzą
kobiet i bez jakichkolwiek wątpliwości muszę stwierdzić, że powieść urzeka
równie mocno, jak przy pierwszym czytaniu. Już od samego początku nie można
oderwać oczu od tekstu, a losy bohaterów przyciągają nas do książki niczym
magnes żelazo. Dla tych z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać dzieła
Larssona, przybliżę nieco jego fabularną warstwę.
Pierwszy
tom trylogii zaczyna się od krótkiego, tajemniczego wstępu. Pewien osiemdziesięciodwuletni
mężczyzna otrzymuje w dzień swoich urodzin kolejną paczkę pocztową. Nauczony wieloletnim
doświadczeniem, otwiera ją z obawą, jak każdego roku wcześniej w ciągu
minionych czterdziestu lat. Jego przewidywania okazują się słuszne: po raz
kolejny otrzymał zasuszony kwiatek w ramce, który dołączy do wiszącej na
ścianie pokoju pokaźnej kolekcji.
Mężczyzna
nie zna nadawcy tych wszystkich paczek. Wie jednak, że łączą się one z zaginięciem
Harriet Vanger, wnuczki jego brata Richarda. Dawno temu Harriet zwykła
ofiarowywać mu zasuszonego kwiatka na urodziny, jednak pewnego feralnego dnia
ślad po niej zaginął. Choć mężczyzna zrobił wszystko, by ją odnaleźć, nie udało
mu się to przez cztery dekady. Uważa, że Harriet została zamordowana, a
zasuszone kwiaty są sposobem dręczenia go przez jej zabójcę.
Zachęceni
tajemniczym wstępem, dalej zagłębiamy się w drugi wątek powieści: Mikael Blomkvist,
główny bohater i wydawca czasopisma Millennium, zostaje oskarżony o
zniesławienie i skazany na trzy miesiące więzienia. Dziennikarz, zaintrygowany
przez starego kolegę z uczelni, podjął śledztwo przeciwko jednemu ze znanych przedsiębiorców,
Hansowi Erikowi Wennerströmowi. Nie udało mu się jednak udowodnić swoich racji
przed sądem. Zrezygnowany, postanawia odejść na jakiś czas z redakcji
Millenium, aby medialna nagonka, której stał się celem, nie przysporzyła jeszcze
większych problemów gazecie.
Po
jakimś czasie otrzymuje tajemniczy telefon od niejakiego Dircha Frode,
zapraszającego go na rozmowę z potentatem przemysłowym, Henrikiem Vangerem.
Mikael – choć nastawiony sceptycznie – jest zaskoczony i zaciekawiony niezwykłą
ofertą, jaką chce mu zaofiarować Vanger, i wyjeżdża do małej miejscowości
Hedestad.
Trzecim
wątkiem tworzącym fabułę powieści są losy Lisbeth Salander, nieprzystosowanej
do społeczeństwa, nie radzącej sobie w relacjach z innymi ludźmi introwertycznej młodej kobiety. Lisbeth pracuje dla Milton Security, jest zdolną researcherką,
zdobywającą informacje dla swojego szefa, Dragana Armanskiego. Tę niezwykłą,
dwudziestopięcioletnią kobietę o wyglądzie nastolatki poznajemy właśnie w
biurze Dragana, kiedy przynosi raport na temat Mikaela Blomkvista, zlecony
Milton Security przez Dircha Frode, adwokata i pełnomocnika Henrika Vangera.
Zaskoczony agresywnym wyglądem Lisbeth i jej zdystansowanym, a czasem nawet
wrogim zachowaniem, adwokat szybko przekonuje się, że ubrana w skóry, mocno
umalowana kobieta jest profesjonalistką. Badanie, które przeprowadziła na temat
Blomkvista, jest wyczerpujące, niezwykle dokładne i rzetelne. Lisbeth na długo
utkwi w pamięci starzejącego się pana Frode, aż wreszcie, wraz z Blomkvistem,
zajmą się śledztwem zleconym Mikaelowi przez starego Vangera.
Stieg
Larsson sprawnie prowadzi czytelnika poprzez poszczególne wątki, by wreszcie
złączyć je w jeden i doprowadzić do zaskakującego, efektywnego zakończenia
powieści. Cała powieść, nie tylko samo jej zakończenie, jest mistrzowskim
majstersztykiem, a trzeba jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że czym bliżej znajdujemy
się końca, tym bardziej wydarzenia nabierają tempa, by na ostatnich stronach
zapierać dech. Nasze oczy przemieszczają się szybko po tekście aż do ostatniej
linijki, kiedy to czujemy nagle, że w naszym wnętrzu zrodziła się pustka.
Pustka spowodowana brakiem tego uzależniającego tekstu, powodująca, iż tęsknie
czekamy, aż zagłębimy się w drugi tom trylogii, niesamowicie ciekawi dalszych
losów Mikaela i Lisbeth…
Same
superlatywy, zgadza się. Nie wiem po prostu, za co można krytykować pierwszy
tom Millennium. To ponad sześćset
trzydzieści stron samej przyjemności czytania. Ale nie skończyłem jeszcze z pochwałami,
gdyż wypada zwrócić uwagę na kilka pozostałych rzeczy.
Stieg
Larsson był znanym dziennikarzem. Zawód, jaki wykonywał, znajduje swoje
odzwierciedlenie również w trylogii. Tym, co rzuca się w oczy, jest przede
wszystkim dziennikarski styl, w jakim została napisana powieść. Oszczędny, w
wielu miejscach sensacyjny, ale z pewną dawką dziennikarskiego dystansu. Sprawia,
że pochłaniamy książkę niczym artykuł.
Inną
elementem dzieła Larssona jest postać Lisbeth Salander, której literacka
kreacja – śmiem twierdzić – nie ma sobie równych. Jest to bohaterka tak
skomplikowana, różnorodna i nacechowana niezwykłością, jak jeszcze żadna inna.
Aby nie psuć przyszłym czytelnikom niespodzianki nie napiszę, co takiego
charakteryzuje Lisbeth ani jakie cechy posiada. Jednak bez wątpienia da się
zauważyć, że gdyby ktoś pokusił się o napisanie pracy na temat tej bohaterki,
zawierającej pełną jej charakterystykę pod różnymi kątami, mogłaby ostatecznie
wyjść… osobna powieść. Praca, jaką wykonał Larsson nad powołaniem do życia
Salander, jest sama w sobie godna podziwu. I pewne jest, że ta postać zyska
sobie nieśmiertelność, a jednocześnie może stać się dla wielu symbolem niezależności,
odwagi, inteligencji, a także – przede wszystkim – indywidualizmu.
Natomiast
jeśli chodzi o Mikaela Blomkvista, to jest postacią co prawda pierwszoplanową,
ale mniej barwną niż Lisbeth. Dziennikarz, kierujący się kodeksem zawodowym, o
dobrym, pełnym wrażliwości sercu, wnikliwym umyśle i przyjaznym sposobie bycia.
Nie jest wzorem cnót, posiada wady, jak każdy z nas, ale ogólnie wygląda na
dobrego, godnego zaufania i szacunku człowieka. Początkowo daje się lubić szybciej
niż Salander, ale pod koniec czytelnik darzy już ogromną sympatią obydwie te
postaci.
Ostatnim,
integralnym elementem powieści jest coś, czego – mimo wszystko – niełatwo doświadczyć
w literaturze. Mianowicie chodzi mi o to, że nie tylko pierwszy tom, ale cała
trylogia tętni prawdziwym, rzeczywistym życiem. Nie tylko postaci, ich zachowania,
ale również wydarzenia i miejsca zdają się jak z życia wzięte. Nietrudno
czytelnikowi uwierzyć, że opisywana historia mogła się zdarzyć naprawdę, nawet
pomimo bardzo wielu jej sensacyjnych wątków. Larsson, jako dziennikarz, każdego
dnia stykał się z prawdziwym życiem, opisywał je i bez wątpienia snuł także nad
wieloma jego aspektami własne refleksje. W trylogii Millenium to widać. Czuć.
Bo choć ubarwiona, wcale nie wydaje się mniej rzeczywista.
6/6
Przyznam się bez bicia, że sagę Millennium poznałam przez film "Dziewczyna z tatuażem" z Danielem Craigiem w roli Blomkvista. I mnie oczarowało. Choć książki - całą sagę - mam już na półce od jakiegoś czasu, to po prostu brakło mi czasu na przeczytanie jej. Ale wychodzi na to, że wszystko, co najlepsze, ciągle przede mną ;)
OdpowiedzUsuńZgadza się :-) Co do filmu, to szkoda, że obejrzałaś amerykańską wersję. Nie może równać się ze szwedzką ;-) Poza tym, wiesz, Szwedzi nakręcili trzy części, całą trylogię, a amerykanie zekranizowali tylko pierwszy tom. jak najbardziej polecam również trzy części filmu, jest bardzo dobrze oparty na trylogii, jednak... zaufaj mi i przeczytaj najpierw książki :-)
UsuńKoleżanka, fanka kryminału skandynawskiego oglądanego i pisanego, już od jakiegoś czasu mi życie zatruwa, bym oglądnęła wersję szwedzką :) Chyba będę musiała jej namowom wkrótce dać zadość ;)
UsuńAle, jak powiedziałeś, najpierw książki :)
Rzeczywiście była jak z życia wzięta, ale takiego dość hard core'owego ;) Cudowna, cudowna, cudowna książka - dawno nie czytałam nic tak wstrząsająco - pobudzającego.
OdpowiedzUsuńZgadza się, po prostu rewelacyjna!
Usuń