Był rok 1995,
kiedy po raz pierwszy miałem w ręku Szatańskie
wersety Rushdiego. Do dzisiaj doskonale pamiętam czarną, sugestywną okładkę gdańskiego
wydawnictwa Phantom Press, a także plotki zasłyszane na temat tej kontrowersyjnej
książki. Powieść, napisana w 1988 roku, przyniosła na autora wyrok śmierci
wydany przez samego ajatollaha Chomeiniego. Mówiło się, że książka jest przeciw
Islamowi i Koranowi, że w akcie zemsty podłożono bomby w kilku wydawnictwach,
że Salman Rushdie przez długie lata musiał ukrywać się przed zemstą muzułmanów.
Jednakże z czasem sytuacja autora zmieniła się na tyle, że w 2007 roku królowa
Elżbieta II nadała mu nawet szlachectwo.
Cała historia zawarta w tym
obszernym tomie zaczyna się od opisu spadających z nieba dwóch pasażerów,
ocalałych z wybuchu bomby na pokładzie sterroryzowanego samolotu lecącego nad
kanałem La Manche. Pierwszym z nich jest Dżibril Farista, bardzo popularny
aktor, drugim – Saladyn Ćamća, dubler o tysiącu i jednym głosie. Dżibril
wydziera się, śpiewając fałszywie, czym irytuje Saladyna, że „ci frajerzy w
dole nie będą wiedzieć, co w nich kropnęło”, że „aby narodzić się na nowo,
trzeba najpierw umrzeć”. Spadanie trwa, a gdy dobiega końca, dwaj mężczyźni
budzą się na zaśnieżonej angielskiej plaży. Znajduje ich zdumiona staruszka
Rosa Diamond, która dostrzega, że Saladyn ma oddech niemiłosiernie cuchnący, a
na czole Dżibrila formują się dwa guzy, niezwykle przypominające rogi.
Jednakże zanim docieramy do tego
momentu, poznajemy najpierw historię życia Dżibrila, a następnie Saladyna.
Autor kreśli nam czasy, w jakich dorastali, dorosłe życie w części prywatnej i
zawodowej, prowadząc do momentu, w którym mężczyźni zrządzeniem losu spotykają
się na pokładzie porwanego samolotu. Już na pierwszych stu pięćdziesięciu
stronach łatwo można zauważyć, że Salman Rushdie zadaje pytania. Wiele pytań,
dotykających takich obszarów jak kwestia pochodzenia hinduskich emigrantów, ich
tożsamość, wychowanie oraz religia i przestrzeganie jej zasad. Saladyn ma
wątpliwości co do siebie samego, swojego życia i wiary, pyta się, kim był
kiedyś, a kim jest teraz. Kobiety, z którymi się spotyka, mówią mu, że „jest
bardziej angielski niż Anglicy”. A Dżibril już podczas spadania z nieba
śpiewał: „Buty noszę japońskie, spodnie są angielskie, uszankę mam rosyjską,
ale serce wciąż indyjskie”.
W dzisiejszych czasach
czytelnicy bez wątpienia znacznie szybciej niż kiedyś zauważą, że wiele zdań
sformułowanych przez Rushdiego nie powinno być odczytywanych dosłownie. Wyśniona
walka archanioła Dżibrila z prorokiem Mahudem jawi się temu ostatniemu jako
walka z diabłem, więc wyrecytowane w namiocie poezji wersety nie mogą być
prawdziwym przesłaniem, lecz jego diabelskim przeciwieństwem – nie boskim, ale
szatańskim.
Metaforyczny styl autora nadaje
powieści oryginalności, podobnie niezwykle bogate, rozwlekłe opisy. W trakcie
lektury Szatańskich wersetów trzeba
jednak pamiętać, iż bardzo często należy odbierać je i rozumieć stosując
cudzysłów. Jest to książka ambitna, której wydanie zostało okupione krwią i
strachem, przeznaczona dla inteligentnego, dojrzałego czytelnika. Dzisiaj,
kiedy migracje ludzi z kraju do kraju są na porządku dziennym, a zamachy
terrorystyczne wciąż nie ustają, wiele pytań zawartych w powieści będzie nadal
wyjątkowo aktualnych.
Czytałam kiedyś o tej książce i nawet miałam ją w planach czytelniczych (widziałam egzemplarz w bibliotece miejskiej), ale potem wyleciała mi z głowy w natłoku innych. Teraz jednak mi o niej przypomniałeś, a w dodatku... zaczęłam ją inaczej postrzegać, niż za pierwszym razem miało to miejsce.
OdpowiedzUsuńTo powieść bardzo różna w odbiorze, może dlatego tak masz. Myślę, że każdy nieco inaczej by na nią spojrzał, tym bardziej, że nie należy do najłatwiejszych ;-)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie ta książka...
OdpowiedzUsuń