Moja klasyka: „Trylogia Ciągu:
Neuromancer”, William Gibson
William Gibson, „mroczny prorok”,
ojciec gatunku cyberpunk… Od początku
lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku tworzący dystopijne obrazy społeczeństw
i popkultur, alternatywne wersje przyszłości gatunku ludzkiego i odmienne stany
fantastyki naukowej. Roli, jaką odegrał dla literatury science fiction,
przecenić się nie da. Na kanwie jego opowiadania Johnny Mnemonic powstał głośny film z Keanu Reevesem, powstała klasyczna
już gra fabularna Cyberpunk, a także kilka
różnych gier karcianych osadzonych w tymże świecie, jak Cyberpunk właśnie i polski Shadowrun.
Długo można by wymieniać naleciałości i zapożyczenia z twórczości Gibsona, ale
wystarczy już chyba tylko dodać, że jest to bez wątpienia pisarz
niepowtarzalny.
Właśnie po raz kolejny
przeczytałem Neuromancera, pierwszy
tom Trylogii Ciągu. I znowu
zaskoczyła mnie odmienność świata kreowanego przez Gibsona, jego odrębność od
innych nurtów fantastyki, specyfika i oryginalność. Podobnie jest ze stylem
pisarza – bardzo charakterystycznym i wyjątkowo pasującym do gatunku, a być może
specjalnie nawet wykreowanym dla uwiarygodnienia cyberpunkowego świata.
W Neuromancerze poznajemy Case’a, kowboja cyberprzestrzeni. Poznajemy
go w chwili dla niego niezbyt szczęśliwej, bo w efekcie tego, że wykonując
jedno ze zleceń popełnił błąd, zleceniodawcy ukarali go. Uszkodzili jego system nerwowy w taki sposób, by nie mógł dalej pracować. Stał
się tylko ciałem, kupą mięsa, jaką elita kowboi cyberprzestrzeni obdarzała
głęboką pogardą.
Aby zmienić ten stan, przywrócić
sobie możliwość łączenia się z Ciągiem, surfowania wśród elektronów, wydostania
się z pułapki własnego ciała, Case odwiedza nielegalne kliniki w japońskiej Chibie,
jednak bez skutku. Nadal pozostaje więźniem cielesnej powłoki. Sytuacja ta
zmienia się dopiero wtedy, gdy przychodzi do niego Molly, wysłanniczka
człowieka nazywanego Armitage. Molly jest ulicznym samurajem do wynajęcia:
ciało gimnastyczki, dłonie iluzjonisty, wszczepy pozwalające na widzenie w
ciemności, zegar podłączony do nerwu wzrokowego. Niezwykle sprawny zabójca,
który doprowadza Case’a do Armitage’a.
Na miejscu okazuje się, że
człowiek ten przywróci mu jego zdolności, jeśli Case zgodzi się zdobyć dla
niego konstrukt martwego Dixie Płaszczaka, czyli kasetę ROM z zapisem
umiejętności Dixiego, jego obsesji, odruchów czy nawyków. Case ma wykraść
konstrukt ze skarbca biblioteki Sense/Netu, co samo w sobie nie jest zadaniem
łatwym. Nie mając innego wyboru, tęskniąc do przebywania w Ciągu i utraconych
możliwości, Case zgadza się.
Opisane wydarzenia można uznać
za wierzchołek góry lodowej. Bo z czasem okaże się, że nie wszystko jest takie,
na jakie wyglądało, i Case musi połączyć siły z Molly, by dotrzeć znacznie
głębiej… W świecie po wybuchu nuklearnym,
w którym zniszczenie współgra z technologią, ruiny z błyszczącymi neonami, a
cybernetyka jest na porządku dziennym, nic nie jest takie, jakie wydaje się z
początku. Deki matrycy, biomechaniczne wszczepy, lasery i pistolety strzałkowe,
wszystko to i wiele innych elementów składa się na dystopię alternatywnej
przyszłości, mrocznej i wciągającej, chaotycznej, a jednocześnie tak bardzo poukładanej…
Neuromancer to powieść bez wątpienia godna polecenia, zwłaszcza tym
osobom, których umysłom czegoś brakuje, jakiegoś nieokreślonego elementu, nie
znajdywanego w innych rodzajach literatury. Jeśli więc czujesz, że komputer to
przedłużenie Twojego ramienia, jeśli wszystkie te poznane wyprawy w kosmos to
dla Ciebie za mało, jeśli Twojej wyobraźni nie zaspokaja poznana dotąd
fantastyka, sięgnij po cyberpunk i Neuromancera.
Sięgnij, przeczytaj i… się nie przeraź.
Mam ten problem, że nie odnajduję się w świecie science fiction, i myślę, że niestety, ale przełożyłby się również na powieści z nurtu cyberpunk. Z tym, że niekoniecznie. Trzeba będzie kiedyś spróbować :)
OdpowiedzUsuńHm, no cyberpunk na pewno należy do science fiction. Ale kto wie, może kiedyś :-)
OdpowiedzUsuńZostałeś nominowany do Liebster Blog Award! Gratuluję! Więcej informacji na bookweb24.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHm, to się nazywa niespodzianka... Dziękuję :-)
UsuńS-f to ja lubię ,ale takie w wydaniu Kosika lub Clarka.
OdpowiedzUsuńI Carda :-) I Dicka :-) I Resnicka :-) I jeszcze paru innych... ;-)
UsuńDicka jak najbardziej, Carda w zasadzie też. Lubię takie bardziej "realistyczne" s-f, bez masy technologii, robotów i groźnych obcych.
UsuńLubię dobre powieści cyberpunk. Z przyjemnością zapoznałabym się z tą trylogią :-)
OdpowiedzUsuń