Ostatnio naszła
mnie ochota na zaczytywanie się cyberpunkowymi powieściami, więc odsłonię przed
Wami kilka pozycji z tego nurtu. Znanych i mniej znanych, nowszych i starszych,
ale bez wątpienia cyberpunkowych.
Sięgnąłem po trylogię Parrish Plessis, debiut literacki
Marianne De Pierres. Książki te zostały napisane w 2005 roku, a wydawnictwo
Solaris wydało je w Polsce rok później. Ze stażem ośmiu lat na rynku nie są
jeszcze starociami, ani nawet klasyką nurtu cyberpunkowego. Przeczytałem jak na
razie tylko pierwszą część, drugą dopiero zacząłem, ale forma ich wydania (trzy
tomy o niemal identycznej objętości) oraz fakt, iż kolejne części zaczynają się
dokładnie w momencie, w którym kończy się poprzedni tom wskazują na to, że
autorka napisała początkowo jednotomową powieść, a wydawnictwo po prostu podzieliło
ją na trzy krótsze części. W sumie to całkiem dobrze, bo łącznie wyszłoby około
tysiąca stron, czyli otrzymalibyśmy cegłę, która niejednego potencjalnego
czytelnika mogłaby odstraszyć.
Pasożyt
wprowadza nas w cyberpunkowy świat wykreowany przez De Pierres. Zgodnie z
elementami charakterystycznymi dla tego nurtu otrzymujemy kontrastowo
zestawione bogactwo i zaawansowanie w postaci supermiasta Vivacity, oraz
biedotę i Trójkę, poindustrialny region gdzieś na wschodnim wybrzeżu Australii,
pełen szumowin, wykolejeńców i psychopatów, w którym normalny człowiek nigdy by
się nie osiedlił. Władzę mają potężne korporacje medialne, dziennikarze cieszą
się autorytetem i wpływami, a Parrish opuszcza dom i trafia do Trójki właśnie,
gdzie pracuje dla Jamona Mondo, przestępcy. Nienawidzi swojego pracodawcy i gdy
w Trójce rozchodzi się wieść, że ktoś zabił Razz Retribution, sławną
dziennikarkę, a policja szuka ukrywającego się mordercy, Parrish dostrzega w
tym swoją szansę uwolnienia się spod wpływów Mondo. Na kolacji poznaje Io
Longa, szefa innego gangu, i ten właśnie zleca jej zdobycie plików z pewnego
komputera. Dziewczyna przyjmuje zlecenie i od tego momentu zaczyna się pełna
akcji i przygód wyprawa do Vivacity, miasta strzeżonego niczym forteca.
Autorka od początku założyła, że
swoją bohaterkę Parrish – pracującą jako ochroniarz, blisko dwumetrową
dziewczynę z krzywym nosem i źle zrośniętą kością policzkową, napastowaną przez
ojczyma i zgwałconą przez dingochłopów swojego własnego szefa, rzuci w wir
wciągającej i pędzącej jak torpeda akcji. Taki właśnie jest pierwszy tom
trylogii: napakowany żywą akcją niczym android elektroniką, gnającym na łeb, na
szyję wirem wydarzeń i kolejnych, następujących szybko jeden po drugim
epizodów. Bohaterka książki jest odpowiednio nieskomplikowana, lecz od reszty
społeczeństwa różni się tym, że posiada jeszcze sumienie i wrażliwość na los
drugiego człowieka. Parrish jest także twarda jak stal: gwałcona kilka razy,
pobita nie raz, walczy ostro i charakteryzuje się wolą przetrwania, jakiej
mógłby pozazdrościć jej sam Terminator. Łamie kilka żeber w wypadku
motocyklowym, obrywa solidnie, ale zaraz podnosi się i rusza dalej. Swoją drogą
zdolności do regeneracji mógłby jej tym razem pozazdrościć sławetny Wolverine,
bo w jednym momencie czytamy o złamanych żebrach, a w drugim Parrishj znowu
działa i trzyma się całkiem nieźle. Ma co prawda skłonności do wymiotowania
przy tej czy innej okazji, lecz co tam, widać że pozostała człowiekiem, skoro
niektóre widoki doprowadzają ją do nagłych torsji.
Taka właśnie jest Parrish Plessis.
Można by to i owo jeszcze dodać, ale spojlerowanie nie ma sensu. Co do języka
powieści natomiast, to – podobnie jak Parrish – również jest odpowiednio
nieskomplikowany. Autorka raczej nie lubi zdań wielokrotnie złożonych,
kwiecistych opisów ani przyprawiania swojej bohaterki o zbędne refleksje (komu
potrzebne jakieś tam przemyślenia?), za to lubuje się w krótkich opisach,
dialogach i skąpych dywagacjach Parrish na taki czy inny temat.
Ogółem w powieści bardzo mało jest zaawansowania technologicznego,
cyberprzestrzeni nie ma w zasadzie wcale, więc wszystkie wydarzenia rozgrywają
się w świecie rzeczywistym, nie wirtualnym. Mimo iż cyberpunkowy model został
przy pisaniu zachowany, powiedziałbym raczej, że jest to powieść przygodowa
osadzona w dystopijnym świecie przyszłości. Jedyna przygoda z komputerem, jaką
Parrish przeżywa, to moment, w którym dociera do celu misji. Poza tym – bez
przerwy walczy o życie.
Pasożyta czyta się lekko i
bardzo szybko, i taki właśnie najwyraźniej był zamysł autorki: napisać
wciągającą, lecz zarazem lekką powieść, która dostarczy nam rozrywki. Nie ma
się co doszukiwać w prozie De Pierres jakiejś specjalnej głębi, za to można dać
się wciągnąć w brutalny świat Trójki, w którym niebezpieczeństwo goni
niebezpieczeństwo, a niebezpieczeństwo goni Parrish Plessis. Powieść ma sporo
wad. Przede wszystkim, brak oryginalności i powielanie wzorców mistrzów
gatunku. Fabuła może i zaciekawia, głównie przez zwroty akcji, ale też
specjalnym majstersztykiem nie jest. Ten pisarski debiut jest po prostu
spóźniony o jakieś dwie dekady: w latach osiemdziesiątych mógłby robić
wrażenie, ale w początkach dwudziestego pierwszego wieku traci siłę wyrazu,
niczym nie zaskakuje, broni się jedynie jako lektura rozrywkowa. W sam raz do
pociągu.
Cóż, zobaczymy, jak będzie wyglądał następny tom trylogii. Jeszcze się do
niej nie zrażam, bo może w trakcie pisania wizja ksiązki w głowie autorki
nabrała bardziej wyrazistego kształtu, może część druga będzie bardziej spójna
i mniej epizodyczna, a fabuła nabierze nieco głębi. Zobaczymy.
Niestety, książka nie dla mnie, cyberpunk to jednak nie moje klimaty. Przynajmniej na tą chwilę, bo kto wie, czy się to nie zmieni :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą: dawno nie widziałam tak koszmarnej okładki :)
Cyberpunk może być bardzo dobry. jednak jak każdy gatunek ma też swoich słabszych przedstawicieli. Nihil novi ;-)
Usuń@Wiedźma, widocznie nie widziałaś innych okładek Solarisu z tego okresu. Do tej pory nie wiem, co trzeba pić/brać, żeby coś takiego puszczać do druku. :D
OdpowiedzUsuńŚwięta racja, Fenrir. Czytam właśnie drugi tom bez większego przekonania, bo lepiej wcale nie jest. Chyba najlepiej będzie, jak resztę po prostu sobie daruję, tym bardziej, że jutro przyjdzie mi pocztą "Nexus", a w kolejce czekają jeszcze dwa nowe (stare) cyberpunkowe nabytki: "Debrouiller" Rycka Neube i "Wgrzesznicy" Pat Cadigan. Spodziewam się lektur znacznie ciekawszych.
UsuńAch, tym razem nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńNamawiał do lektury nie będę ;-)
Usuń