Autor:
Orson Scott Card, Aaron Johnston
Tytuł oryginału: Earth Unaware
Seria: Pierwsza wojna z Formidami
Gatunek: fantastyka, science fiction
Język oryginału: angielski
Przekład: Agnieszka Sylwanowicz
Liczba stron: 376
Wymiary: 142x202mm
ISBN: 978-83-7839-480-8
Wydawca: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Miejsce wydania: Warszawa
Ocena: 4/6
Sporo już czasu minęło od wydania
niezapomnianej „Gry Endera”,
powieści, która urzekła wszystkich bez wyjątku fanów fantastyki naukowej. Od
tamtej chwili uniwersum Endera zostało wzbogacone o kolejne książki, komiksy
Marvela, a nawet adaptację filmową bestsellerowej powieści Carda. Teraz
otrzymaliśmy kolejną pozycję do tej ciągle rozrastającej się kolekcji: prequel
serii o Enderze, którego wydarzenia rozgrywają się sto lat przed tymi opisanymi
w „Grze Endera”.
„W przededniu” wprowadza czytelnika w świat kosmicznych górników,
żyjących z wydobywania ferromagnetyków z asteroid i wysyłania ich na Lunę i
Ziemię. Złoża metali są przetapiane na statkach, a następnie wysyłane bezzałogowymi
szybkostatkami na zamieszkane przez populacje ludzkie planety. Zajęcie to
stanowi ich główne źródło dochodu, ale konkurencją dla nich są statki bogatych
korporacji: szybsze i lepiej wyposażone.
Powieść rozpoczyna się w
momencie, gdy szesnastoletnia dziewczyna, Alejandra, zostaje odesłana z
rodzinnego statku „El Cavador”. Rada starszych zauważa, że między nią a jej
bliskim przyjacielem Victorem rodzi się poważne uczucie, więc dorośli reagują
odpowiednio wcześnie, by zapobiec rozwojowi ich miłości. Endogamia, czyli
wychodzenie za mąż za członków tych samych rodzin, jest bardzo źle postrzegane
przez klany kosmicznych górników i może prowadzić do daleko posuniętych
konsekwencji, jak chociażby brak możliwości wspólnego handlu. Rozdzielają więc
kuzynostwo w nadziei, że zapobiegną rozkwitowi ich uczuć.
Siedemnastoletni Victor zostaje
na „El Cavadorze” i nadal pracuje ze swym ojcem jako mechanik. W tym, co robi,
jest niezastąpiony: potrafi zrozumieć działanie maszyny już tylko przyglądając
się jej. Jest także cenionym wynalazcą, usprawniającym wydobywanie
ferromagnetyków i obmyślającym sposób na to, by zwiększyć temperaturę na
statku, za co zdobywa sobie wdzięczność kilkudziesięciu członków klanu.
Rozstanie z Alejandrą nie jest jednak dla niego łatwe: poniewczasie zdaje sobie
sprawę, że zakochał się w dziewczynie, a pozostanie na pokładzie statku może
sprawić, że już nigdy jej nie zobaczy.
Statek „Makarhu” należy do
potężnej korporacji Otto Jukesa i jest dowodzony przez jego syna, Lema.
Znajduje się w przestrzeni w jednym celu: testuje glaser, innowacyjne
urządzenie mające służyć do rozbijania dużych asteroid w pył, a tym samym
ułatwiać wydobywanie z ich szczątków ferromagnetyków. Lem jednak sądzi, że
działają zbyt wolno, dlatego postanawia wybrać za cel glasera dużo większą
kosmiczną skałę niż wszystkie dotychczasowe. Problem w tym, że na najbliższej
takiej asteroidzie przycumował „El Cavador”, a górnicy prowadzą na jej
powierzchni prace wydobywcze. Szukanie innej skały tej wielkości kosztowałoby
kilka miesięcy podróży i mnóstwo paliwa, co wydaje się Lemowi zbyt dużym
poświęceniem. Zwłaszcza, że znacznie łatwiejsze rozwiązanie znajduje się w
zasięgu ręki.
Ziemia. Kapitan Witt O’Toole
przyjeżdża do Obozu Wojsk Papaluna, znajdującego się w Nowej Zelandii. Jego
celem jest rekrutacja kilku żołnierzy SAS, a następnie odpowiednie ich
przeszkolenie i zaadoptowanie do jego własnej jednostki. Witt jest szczególnie
zainteresowany jednym z podległych pułkownika Napatu, żółtodziobem w SAS,
szczupłym Maorysem, Mazerem Rackhamem.
Ponownie „El Cavador”. Edimar to
córka obserwatora Torona, pracująca przy systemie obserwacji przestrzeni
kosmicznej, zwanym „Okiem”. Młoda Mar zauważa poruszający się z prędkością
światła olbrzymi obiekt. Znajduje się jeszcze bardzo daleko, ale dziewczynka
konsultuje się z Victorem i oboje uznają, że coś, co porusza się z tak
niewyobrażalną prędkością, może być tylko statkiem kosmicznym. Takie osiągi nie
leżą jednak jeszcze w możliwościach gatunku ludzkiego, co prowadzi do wniosku,
iż dostrzeżony obiekt jest najprawdopodobniej szybko zbliżającym się statkiem…
obcej rasy.
„W przededniu” to opowieść o
wydarzeniach sprzed wojny z Formidami, o pierwszym kontakcie rasy ludzkiej z
obcą i wrogą inteligencją. Główną rolę odgrywają w niej rodziny kosmicznych
górników, ludzi żyjących w przestrzeni kosmicznej na pokładach swoich statków.
Są to ludzie zmuszeni do rozwijania mięśni nóg w salach gimnastycznych, gdyż
przez przeważającą część życia dryfują w nieważkości statku i próżni. Ludzie z
Ziemi pogardliwie nazywają ich „śmieciarzami” i „zbieraczami pyłu”, śmiejąc się
z ich chudych kończyn dolnych. W ten sposób odbiera ich także Lem Jukes, co
bardzo rzutuje na jego decyzje i działania podejmowane względem „El Cavadora”.
Rodziny górników to jednak nie
tylko skupiska ludzi poszukujących kosmicznych odpadków i zadowalających się
skromnymi złożami minerałów na niewielkich kosmicznych skałach. To także silnie
związane ze sobą klany, składające się z bardzo odpowiedzialnych ludzi,
odważnych i utalentowanych. Ludzi pomysłowych, wrażliwych i oddanych swojemu
własnemu gatunkowi na tyle, że gdy przychodzi czas próby, bez wahania potrafią
zrobić to, co konieczne. Bez względu na wszystko.
Relacje między członkami górniczych
rodzin autorzy zarysowali w książce wyjątkowo dobrze. Poświęcili im nie mniej
miejsca niż innym wątkom, czyniąc te małe społeczeństwa kosmicznych statków
bardzo wiarygodnymi. Bo choć są tylko „śmieciarzami”, niejeden z nich dokonuje
prawdziwie bohaterskich czynów, by uchronić przed zgubą populacje ludzkie,
które tak bardzo nimi pogardzają. Czując się odpowiedzialnymi za swój gatunek,
w krytycznej godzinie potrafią zmusić się do godnego szacunku poświęcenia.
W tym zestawieniu inaczej
wyglądają przedstawiciele korporacji. Lem, trzydziestokilkuletni kapitan
„Makarhu”, nie stroni od egoizmu i posuwania się do czynów moralnie nagannych
Jego rządza udowodnienia ojcu i firmie, że potrafi być przydatny i przynieść
zysk, wydaje się przewyższać jakiekolwiek inne priorytety. I choć czasem waha
się przed nieetycznym działaniem, skłania się do podjęcia słusznej decyzji, to jednak w końcu postępuje
niewłaściwie. Dopiero później, gdy sytuacja staje się krytyczna, niektóre z
podjętych przez niego wyborów można uznać za odpowiednie. Ostatecznie okazuje
się jednak człowiekiem niedoświadczonym i naiwnym, pionkiem, którym pomimo
wielkiej odległości nadal steruje ojciec.
Od chwili, gdy tylko zobaczyłem
pierwszą zapowiedź „W przededniu”, chciałem tę powieść przeczytać. Jej lektura
zajęła mi kilka godzin i sprawiła sporo przyjemności, bo czytanie o losach
górniczych klanów, poznawanie nowych bohaterów uniwersum Endera i tego, co było
przed Grą… okazało się – zgodnie z
oczekiwaniami – czymś fascynującym.
Nie wszystko jednak przypadło mi
do gustu. Było kilka momentów, kiedy czytając myślałem: „Tutaj to grubo przesadzili”. Na pewno wiecie, co to są sceny
kaskaderskie. W filmach widzi się ich całe mnóstwo. Ok. Ale teraz wyobraźcie
sobie sceny kaskaderskie rozgrywające się w… przestrzeni kosmicznej. Spróbujcie
wyobrazić sobie cumowanie dwóch statków poruszających się z prędkością stu
tysięcy kilometrów, a potem przechodzenie ludzi z jednego na drugi. Kiedy już
to sobie wyobrazicie, niech przed Waszymi oczyma pojawi się obraz ludzi
walczących ze sobą na kadłubach tych pędzących w próżni statków. Niewiarygodne,
prawda? Nawet jak na sf.
W powieści pojawia się kilka
takich „przedobrzonych” moim zdaniem elementów. Autorzy posunęli się miejscami
w swoich wizjach odrobinę za daleko, co kontrastuje ze świetnym wykonaniem
pozostałej części pracy nad książką. Akcja jest logiczna, owszem, a nawet
konieczna dla potrzeb powieści. Ale nawet ktoś o najbardziej otwartym i
najmniej sceptycznym umyśle czasem będzie kręcił głową w trakcie lektury. Na
szczęście, niezbyt często.
Choć sam nie wiem, czego się
spodziewałem po prequelu Gry Endera,
wydaje mi się, że nie tego, co zawiera „W przededniu”. Mimo to teraz, już po
lekturze, widzę logiczne założenia przyświecające autorom i mogące stanowić
dość dobre tło dla przyszłych wydarzeń, opisanych w pozostałych powieściach
Carda.
„W przededniu” jest dobrą
powieścią, czasem naciąganą nawet jak na fantastykę naukową, ale jednak całkiem
niezłą. Wiarygodne przedstawienie postaci, logika pewnych zdarzeń i
nielogiczność innych tworzą ciekawą mieszankę, dającą kilka godzin przyjemności
czytania. Ogólnie rzecz biorąc podobała mi się, więc jak najbardziej polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz