Sale sądowe. Prawnicy. Sędziowie. Oskarżeni, ale do czasu wydania
werdyktu ciągle niewinni. Długie, poruszające przemowy. Agresywnie stawiane
pytania. Dociekliwość i przenikliwość. Kolejne elementy łamigłówki układane na
swoich miejscach, aż do uzyskania krystalicznie czystego obrazu całości.
John Grisham. Numer pierwszy wśród autorów thrillerów prawniczych, pisarz
o ugruntowanej już od dawna pozycji. Wiele z jego dzieł zostało sfilmowanych,
jak choćby Firma czy Klient, i filmy te dzisiaj zaliczają się
do klasyki kina prawniczego. Sam mam na półkach ponad dwie dziesiątki powieści
tego pisarza, i był taki czas, kiedy namiętnie się nimi zaczytywałem.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka Grishama wydana w 2010 roku i
odbiegająca nieco od jego typowych powieści. Wykopałem tę niewielką książeczkę
w jednym z antykwariatów i muszę powiedzieć, że już na pierwszy rzut oka mnie
zaciekawiła.
Theodore Boone – Młody prawnik
jest jak najbardziej grishamowskim thrillerem prawniczym, jednak skierowanym w
zasadzie do… młodzieży. Główny bohater – trzynastolatek, syn państwa Boone,
dwojga prawników. Chłopiec jest bardzo inteligentny, cechują go niezłomne
zasady, przenikliwość i chęć niesienia pomocy innym. Co też często czyni we
własnej szkole, udzielając porad osobom, których najbliżsi znaleźli się w
tarapatach. Rówieśnicy przychodzą do niego z problemami ich rodzin, wiedząc, że
Theo bardzo wiele czasu spędza w gmachu sądu mieszczącego się w ich małym
miasteczku, Strattenburgu, oraz że chce zostać wielkim sędzią, kiedy już
dorośnie. Z każdej strony otaczają go prawnicy, a jego pies wabi się Sędzia.
W głównym gmachu sądu toczy się właśnie najgłośniejszy w historii
hrabstwa proces o morderstwo. Myra Duffy została znaleziona we własnym domu
martwa, a patolog sądowy orzekł, że została uduszona. Głównym oskarżonym jest
jej mąż, pan Duffy. Theo – dzięki znajomości z prowadzącym sprawę sędzią
Gantrym – może przyglądać się przebiegowi procesu.
W trakcie jego trwania do chłopca przychodzi zaprzyjaźniony z nim
dwunastolatek Julio. Twierdzi, że wie coś ważnego w sprawie morderstwa pani
Duffy. Kiedy przekazuje Theo niezwykle cenne informacje, wszystko staje się
znacznie bardziej skomplikowane i o wiele za trudne dla młodego chłopaka.
W tej nieco nietypowej, bardziej obyczajowej niż prawniczej powieści
dostajemy jednak bohatera czysto grishamowskiego. Cała powieść to w wielu
aspektach również klasyczny Grisham: sprawnie utkana, choć nieskomplikowana
intryga, anonimowy świadek, który nie może się ujawnić, i niezłomny prawnik, a
raczej cała ich rodzina. Jednakże brakowało mi w książce tego, co u Grishama
najlepsze: napięcia na sali sądowej, wymyślnej, złożonej intrygi i desperackiej
walki prawników. Theodore Boone jest
zdecydowanie lżejszy niż starsze powieści tego autora, napisany z polotem, ale
też bez specjalnego wkładu twórczego. Ot, taka sobie książeczka, którą można
pochłonąć w jeden czy dwa wieczory. Ani specjalnie nie wciąga, ani specjalnie
nie nuży. Lektura w sam raz na podróż, nie wymagająca większego skupienia, a w
moich oczach dodatkowo jeszcze stanowiąca uzupełnienie dla pozostałych dzieł
Grishama. Uzupełnienie ciekawe ze względu na swoją formę i postać bohatera, ale
mimo wszystko będące tylko swoistym „wypełniaczem” w obszernym zbiorze powieści
tego pisarza.
Chyba już gdzieś czytałam o tej książce, ale nie jestem pewna... Samego Grishama jeszcze nic nie czytałam.
OdpowiedzUsuńP.S. ten zbiór na zdjęciu to Twój prywatny?
Jasne, że prywatny. Wrzucam zdjęcia tylko moich książek ;-)
UsuńSuper napisane.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń