Autor: Max
Kidruk
Tytuł
oryginału: Бот
Seria:
Gatunek: technothriller, sci-fi
Język oryginału:
Przekład: Julia Celer
Liczba stron: 624
Wymiary: 130 x 205mm
ISBN: 978-83-77587-770-6
Wydawca: Akurat
Oprawa: miękka
Miejsce wydania:
Ocena: 3/6
Zdarza się Wam
czytywać powieści pisarzy pochodzących z Ukrainy? Ja robię to rzadko i
przyznam, że nie bardzo mam rozeznanie w tamtejszym rynku literackim. Za to
bardzo lubię technothrillery, powieści łączące w sobie zagadnienia związane z
najnowszymi technologiami i pełną napięcia akcję. Jednym z najbardziej znanych
na świecie przedstawicieli tego podgatunku był Michael Crichton, autor
bestsellerów takich jak „Jurrasic Park”, „Kula” czy „Następny”. Już od długich
lat zaczytuję się jego książkami, nic więc dziwnego, że kiedy usłyszałem o
„Bocie” ukraińskiego pisarza Maxa Kidruka, reklamowanym jako technothriller
właśnie, od razu nabrałem ochoty na przeczytanie tej powieści.
Jay D.
Richardson, kardiochirurg jadący drogą przez pustynię Atakama w Chile, na
poboczu zauważa stojącego nieruchomo chłopca. Już sam ten widok jest dość
nietypowy, a dodatkowo chłopiec jest ubrany tylko w spodenki. Gdy lekarz
zatrzymuje samochód i do niego podchodzi, wygląd chłopca wzbudza jego niepokój:
twarz bez wyrazu, oczy szkliste jak u lalki o białkach wypełnionych krwią,
powiększona górna część czaszki. Niepokój Richardsona szybko przemienia się w
paniczny strach.
Tymur Korszak
jest dwudziestosiedmioletnim programistą pracującym dla TTP Technologies.
Zajmuje się tworzeniem botów do gier komputerowych. Któregoś dnia zostaje
wezwany przez swojego szefa i przedstawiony Chilijczykowi Oskarowi Steirmanowi.
Mężczyzna chce, aby Tymur poleciał z nim do laboratoriów jego firmy w Chile, by
sprawdzić kod, który Korszak napisał trzy lata wcześniej. Po dość burzliwych
rozmowach z narzeczoną, skuszony obietnicą dużej zapłaty młody programista
wyrusza ze Steirmanem na pustynię Atakama. Pech jednak chce, że z powodu awarii
prądu przez wyjazdem Tymur nie odczytuje intrygującego maila wysłanego do niego
przez żonę innego programisty, którego poprzednio ściągnięto do pracy w
chilijskich laboratoriach…
Jako że
niejednokrotnie obcowałem wcześniej z technothrillerami Michaela Crichtona, od
początku wiedziałem, czego z grubsza mogę się po „Bocie” spodziewać. Szybko
zresztą zauważyłem, że Max Kidruk także je czytywał, gdyż w „Bocie” występuje
kilka wyraźnych nawiązań do powieści Crichtona. Już początkowa scena z dziwnym
chłopcem spotkanym na poboczu pustynnej drogi natychmiast kojarzy się z także
początkową sceną z „Linii czasu” Crichtona, w której podróżnicy znajdują na
poboczu drogi człowieka wzbudzającego ich ciekawość. Fakt ten troszkę mnie zdeprymował
i wzbudził podejrzenie, że „Bot” może okazać się tylko odbiciem książek, jakie
pisał Michael Crichton, ich „ukraińską kopią” czy – jak kto woli – odpowiednikiem.
Zagłębiwszy się w lekturę stwierdziłem, że to początkowe wrażenie okazało się
poniekąd słuszne, tym bardziej, kiedy w powieści pojawiła się „psychoistota”.
Twór ten swój bardzo wyraźny pierwowzór ma w „Kuli” Crichtona i bez dwóch zdań
można stwierdzić, że pomysł amerykańskiego pisarza Kidruk wykorzystał dla
swoich potrzeb.
Inspiracja
powieściami Michaela Crichtona nie jest, oczywiście, niczym złym. Trudno tu
mówić o plagiacie, bo – szczerze powiedziawszy – Kidruk nie dorasta jeszcze do klasy,
jaką reprezentowały powieści amerykańskiego pisarza, więc nawet nie byłby w
stanie napisać książki równie dobrej jak „Kula. Niemniej wpływ światowych
bestsellerów Michaela jest w „Bocie” aż nadto widoczny.
Zwróćmy jednak
uwagę na te elementy powieści, które są wyznacznikiem jakości prozy Kidruka.
Autor nie do końca konsekwentnie podszedł do kreowania postaci i wydarzeń, gdyż
jego próby wprowadzenia w powieści atmosfery grozy bliższe są grotesce niż
horrorowi. Nie pomagają w tym także humorystyczne momentami dialogi, mniej lub
bardziej udane. Co do samych postaci zaś, to trzeba powiedzieć, że zostały
wykreowane raczej dość schematycznie, choć jedna z nich jest tak bardzo
przerysowana, że aż irytująca. Wniosek z tego płynie taki, że Kidruk nie
znalazł złotego środka pomiędzy wszystkimi elementami fabuły, jakie chciał w
„Bocie” zawrzeć.
Może jest to
kwestia tłumaczenia, nie wiem, ale przeszkadzał mi w trakcie lektury sposób
wyrażania się postaci. Wykształceni ludzie, naukowcy, a mówią „złaziły” zamiast
„schodziły”, natomiast psychoistota, która jest przecież czymś na kształt
sztucznej inteligencji, nie dość, że używa w wypowiedziach trybu rozkazującego
– co oznaczałoby emocje, jakich posiadać nie może – to jeszcze wyraża się dość
dosadnie, na przykład „dawaj”. Najbardziej zaś irytował mnie zwrot „Ukrainiec”,
którym był określany Tymur Korszak przez współtowarzyszy. Pochodzi z Ukrainy,
owszem, ale ten „Ukrainiec” brzmiał dla mnie ciągle dość obraźliwie. Zdarzają
się także bardzo niefortunnie sformułowane zdania, jak chociażby: „Programista
nie odpowiadał. Zajęcie pochłonęło go całkowicie. Pozostałe funkcje mózgu
osłabły.” Cóż, u diabła, znaczy: „Pozostałe funkcje mózgu osłabły”???
Natomiast trzeba
zwrócić honor autorowi, jeśli chodzi o warstwę technologiczną książki. Wyraźnie
widać, że Kidruk przeprowadził solidne badania źródłowe, czego dowodem są
zawarte w książce liczne przypisy i zdjęcia. Bez wątpienia niektórym z
czytelników ułatwią wyobrażenie opisywanych w powieści technologii.
W „Bocie” akcja
szybko mknie do przodu, w zasadzie już od chwili, kiedy Tymur dociera do Chile
i rusza wraz ze Steirmanem z lotniska do kompleksu laboratoryjnego. Książka
nabiera tempa jeszcze zanim zdąży dobrze się rozwinąć, przez co czytelnik
błyskawicznie pochłania kolejne strony. Krótkie rozdziały i mnogość dialogów
sprawiają, że ten ponad sześćsetstronicowy tom czyta się bardzo szybko. Ogólnie
mówiąc jest to lektura dość lekka, niewymagająca, a co za tym idzie – w dużym
stopniu rozrywkowa. Można by się pokusić o stwierdzenie, że autor chciał
zawrzeć w powieści ostrzeżenie przed niepożądanymi skutkami technologii i
sposobów, w jakich wykorzystuje ją współczesny człowiek, ale myślę, że byłoby
to powiedziane na wyrost. To, czym są boty, jest w powieści raczej tylko
środkiem do rozwinięcia akcji, nie pytaniem o człowieczeństwo, stosowanie
zaawansowanych badań naukowych i ich efekty. Zabrakło autorowi po prostu
doświadczenia na polu fantastyki naukowej, by przedstawić sedno problemu w
odpowiednim świetle.
Chyba spróbuję... chociaż wiem już, że jeśli to o sposobie wypowiadania się postaci jest prawdą, to szybko się zniechęcę.
OdpowiedzUsuńPrawdą jest na pewno, ale najlepiej spróbuj i sam zobacz ;-)
Usuńsama*
UsuńOwszem, spróbuję.
Osz kurczę, wybacz :-) Sama zobacz ;-)
Usuń