Autor: Vladimir Wolff
Tytuł oryginału: Tropiciel
Seria:
Gatunek: thriller/ sensacja/ kryminał
Język oryginału:
Przekład:
Liczba stron: 320
Wymiary: 144x207 mm
ISBN: 978-83-64523-24-3
Wydawca: Warbook
Oprawa: miękka z uszlachetnieniem
Miejsce wydania:
Ocena: 4/6
Z książkami
wydanymi przez wydawnictwo Warbook nie miałem wcześniej do czynienia. Owszem,
rzuciła mi się ostatnio w jakimś Matrasie „Forta” Michała Cholewy, ale nie
zdecydowałem się na zakup tej książki. Literatura militarna nigdy nie była dla
mnie czymś szczególnie atrakcyjnym, a nawet więcej, raczej unikałem tego typu
powieści, zniechęcony między innymi cyklami militarnej science fiction Dawida
Webera. Po prostu działania wojenne, stopnie, rozkazy, formalne zwroty i
stosunkowo przewidywalne, mało ciekawe postaci wojskowych prawie nigdy mi się
nie podobały. Dlatego do czytania powieści „Tropiciel” podchodziłem z niejakim
dystansem. Sugerując się profilem wydawniczym Warbook obawiałem się, że znowu
trafię na historię, w której będzie się roiło od różnych kapitanów i sierżantów,
mówiących tak, jakby połknęli solidny kawałek deski.
Na szczęście szybko
stwierdziłem, że moje przedwczesne obawy tym razem okazały się płonne. Ku
mojemu zdziwieniu powieść nie prezentuje sobą tego rodzaju militarnej literatury,
z jaką miałem styczność wcześniej. Mało jest w niej wojskowości, za to dużo
więcej sensacji i kryminału. Poznajemy Matta Pulsaskiego, amerykańskiego byłego
Marines, który przylatuje do Polski, by pochować swojego przyrodniego brata,
Rafała Kostrzewę. W związku z tym, że jego bestialskiego morderstwa dokonano w
Moskwie, a Rafał był wysłannikiem polskiej ambasady, sprawa ma charakter
międzynarodowy i już od samego początku jest dość delikatna.
Sprawą
morderstwa zajmuje się ABW, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kontrwywiad
oddelegowuje do opiekowania się amerykańskim gościem jedną ze swoich agentek,
Oliwię. Matt jednak, tytułowy tropiciel, ani myśli zostawić sprawę jej własnemu
biegowi i zaczyna działać na własną rękę.
„Tropiciela”
czyta się szybko i całkiem przyjemnie, akcja obfituje w liczne zwroty i mknie
do przodu. Miejsca, w jakich rozgrywają się wydarzenia, zostały opisane dość
szczegółowo, co dodaje historii autentyczności. Co do fabuły, to podzieliłbym
ją na dwie części. Pierwszą połowę książki można podciągnąć pod znane, liczne
historie opowiadające o prywatnej vendetcie niepokonanego samotnego mściciela,
które niejednokrotnie już się widziało i czytało. Brak na tym poziomie
oryginalności, natomiast druga część, w której na jaw wychodzą tajemnice
zagrzebane w przeszłości ojca Matta, prezentuje się zdecydowanie ciekawiej.
Cofamy się także o kilkadziesiąt lat wstecz, do okresu, w którym przeprowadzono
w Polsce badania nad skonstruowaniem broni atomowej. Wydarzenia nabierają pędu
aż do ostatniej strony, a autor postarał się także o to, żeby zaserwować
czytelnikowi kilka niespodzianek i zwrotów w tkanej przez niego intrydze.
Postaci, z
jakimi obcujemy podczas lektury „Tropiciela”, nie są specjalnie skomplikowane.
W zasadzie jednak nie są tutaj wcale potrzebne specjalnie głębokie profile
psychologiczne, gdyż fabuła powieści skupia się raczej na żywej akcji.
Bohaterowie są dokładnie tacy, jakich można by się spodziewać po książce
łączącej w sobie sensację z kryminałem: ani zbyt prości, ani szczególnie
skomplikowani. W przypadku głównego bohatera mamy co prawda mieszankę cech
pozytywnych i negatywnych, co miejscami sprawia, że nie jesteśmy do końca
przekonani, jak właściwie mamy tę postać odbierać. Ostatecznie jednak śledzimy
jego poczynania kibicując mu, nawet jeśli momentami wygląda bardziej na czarny
charakter.
Ogólnie rzecz
biorąc „Tropiciela” należy uznać za powieść udaną, jeśli chodzi o połączenie
sensacji i kryminału. Styl autora także jest przyzwoity, choć muszę powiedzieć,
że ma zwyczaj zaczynać rozdział i nie podawać początkowo imienia opisywanego
bohatera, co każe czytelnikowi domyślać się, o kim konkretnie mowa. Mnie
osobiście mocno to irytowało, ale nawet mimo tego i paru drobnych rozwiązań
fabularnych, które można by uznać za wątpliwe, jestem całkiem zadowolony z
lektury „Tropiciela”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz